niedziela, 25 lipca 2010

Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie


Wchodząc do budynku ECB dzieciaki rozglądały się trochę niepewnie, ale już za chwilę poczuły się jak ryby w wodzie. Na każdym kroku czekała na nie jakaś atrakcja: po wejściu do Bajkowego Przedpokoju poczuliśmy się jak krasnoludki, wszystko dookoła było ogromne a już za chwilę pani przewodnik zaprosiła nas do.... mysiej dziury, przez którą przedostaliśmy się na Ptasi Taras. Tam klekotaliśmy jak bociany, skakaliśmy na jednej nodze i recytowaliśmy "Kaczkę Dziwaczkę". Tuż obok znajdował się Zaczarowany Dworzec Koziołka Matołka, więc nie mogło zabraknąć piosenki o pociągu i tak jadąc sobie wagon za wagonem dojechaliśmy do Czarodziejskiego Ogrodu. Tutaj już nie było tak łatwo: żeby dostać się do kwiatu paproci musieliśmy przedostać się tajemnym przejściem prowadzącym przez wnętrze spróchniałego pnia drzewa.  Nie wszyscy są tak mali jak Calineczka, więc aby się nam to udało musieliśmy zjeść zaczarowane ciasteczko (lepiej nie wspominać z jakich składników było upieczone ;)) W nagrodę czekały na nas ogromne jagody, szepczące kwiaty, do których można było wejść i oczywiście czarodziejska polana, gdzie znaleźliśmy kwiat paproci. Z ogrodu pomaszerowaliśmy dalej śpiewając wesoło "my jesteśmy krasnoludki..." i już za chwilę dotarliśmy do studni życzeń. Tutaj każdy mógł poprosić o spełnienie swojego życzenia - trzeba było jednak wykonać specjalny rytuał: po wejściu do studni, tupnąć kopytkiem i zameczeć trzy razy jak Koziołek Matołek :)
Kolejnym przystankiem był korytarz pełen zakamarków, skrytek i ruchomych drzwiczek, za którymi ukryte były rekwizyty z różnych bajek. Świetnie się bawiliśmy zgadując do kogo należał pantofelek, kokardka czy maczuga. Idąc dalej, dotarliśmy do dziupli, gdzie chwilkę odpoczęliśmy oglądając bajkę o Baltazarze Gąbce. Szybko musieliśmy jednak ruszać w dalszą drogę, bo już czekała na nas Zaczarowana Brama. Niestety, dostać się do niej można było dostać się tylko przez Skały Strachu, z których groźnie łypał na nas smok. Nie przestraszyliśmy się go i dzielnie dotarliśmy do celu. Tu czekało na nas kolejne zadanie - przez Bramę mogły przejść tylko bajkowe postacie. Musieliśmy więc wysilić wyobraźnię i zamienić się np. w Kaczkę Dziwaczkę ;) W nagrodę znaleźliśmy się w Skarbnicy Bajek. W szklanych kulach zamknięte były postacie z różnych europejskich opowieści. Jedna z nich opowiedziała nam swoją historię...

Wystawa jest interaktywną przygodą, w czasie zwiedzania dzieciaki naprawdę czują się jak w zaczarowanym świecie - nawet mały Julek z przejęciem obserwował ruszające się ptaki i buszował w zakamarkach kolejnych bajkowych krain. Dzięki pani przewodnik ponad półtoragodzinne zwiedzanie było świetną zabawą dla dużych i małych (tak, tak, nawet mama nie miała taryfy ulgowej i musiała bez gadania wykonywać wszystkie zadania). Na koniec dzieci dostały na pamiątkę grę planszową z naklejkami.

Przygotowania do odwiedzin Europejskiego Centrum Bajki warto zacząć kilka dni wcześniej od rezerwacji biletów  (telefonicznie lub przez formularz na stronie internetowej). 
W Pacanowie do bajkowej krainy prowadzą drogowskazy, Centrum nie ma niestety osobnego parkingu.


Park Archeologiczny Osada VI Oraczy w Bochni

Nie wszyscy wiedzą, że kopalnia soli to nie jedyna atrakcja Bochni. Tuż obok znajduje się niewielki, ale bardzo ciekawy skansen. 
Podobno w XIII wieku w tym miejscu znajdowała się wioska VI Ratajów. Teraz można tutaj oglądać zrekonstruowane zagrody, zobaczyć jak mieszkali i czym zajmowali się osadnicy.
Do skansenu dojeżdża się bez problemu - trzeba kierować się w stronę Szybu Campi (doprowadzą nas tam drogowskazy), po wjeździe za bramę kopalni, można zostawić auto na bezpłatnym parkingu.
Z biletami w rękach stanęliśmy przed wysoką zamkniętą bramą. Tuż obok wisiał duży dzwonek, Julka zadzwoniła i zaraz potem wyszła do nas osadniczka, która zaprosiła nas do zwiedzania. Do biletu dołączona jest mapka osady z krótkim opisem poszczególnych budynków. Każdy z nich wyposażony jest w sprzęty i narzędzia odpowiednie do funkcji jaką kiedyś pełnił. Do większości z nich można wejść, a w niektórych czekają na nas osadnicy, którzy ciekawie opowiadają o życiu w XIII wieku i demonstrują średniowieczne rzemiosła. My na początek obejrzeliśmy warzelnię soli, gdzie można samemu spróbować "wyprodukować" sól z solanki. Potem sprawdziliśmy jak się mieszkało w ziemiance ("mama, jak to, nie mieli podłogi?"), obejrzeliśmy kuźnię i zagrodę cieśli. Najdłuższy przystanek mieliśmy w zagrodzie garncarki, gdzie miłe panie osadniczki nie tylko zaprezentowały cały proces "produkcji" garnuszka z gliny, ale też zajęły się dziećmi i pomagały im zrobić i ozdobić swoje własne naczynia. Równie ciekawie było w zagrodzie zielarki, dowiedzieliśmy się kiedy należy pić napar z dziurawca i jak kiedyś barwiono tkaniny. Z kolei w warsztacie tkackim zobaczyliśmy zrekonstruowane krosno, a pani osadniczka pokazała jak utkać na nim tzw. krajkę. A żeby Julek się nudził, dostał do zabawy kosz pełny kolorowych kłębków wełny :)
Na koniec zostawiliśmy sobie wizytę w dawnej warzelni piwa (dowiedzieliśmy się, że w XIII wieku osadnicy wypijali po kilka litrów piwa dziennie, piły je nawet dzieci i kobiety w ciąży).
Po takiej lekcji historii należał się nam mały odpoczynek, więc rozłożyliśmy koc w cieniu i zrobiliśmy sobie piknik.


niedziela, 18 lipca 2010

Zamek w Nowym Wiśniczu

Do Nowego Wiśnicza dojechaliśmy od strony Bochni, a na miejsce zaprowadziły nas drogowskazy. Przy samym zamku znajduje się bezpłatny parking, gdzie zostawiliśmy auto. Idąc spacerkiem alejką wśród drzew po 3 minutach dotarliśmy do bramy prowadzącej na dziedziniec. Płaci się tylko za zwiedzanie wnętrz zamku (dzieci do lat 7 nie płacą za wstęp), po których oprowadza przewodnik. W pierwszej zamkowej komnacie znajduje się zbiór naczyń i przyborów kuchennych (i nie tylko - można tam zobaczyć np. starodawny nocnik). Pani przewodnik bardzo ciekawie opowiadała o zgromadzonych tam przedmiotach, tak, że nawet Julka słuchała jej z zaciekawieniem. Dowiedzielismy się m.in., że na zamku w Nowym Wiśniczu w XVII w. powstała pierwsza polska książka kucharska. Julek był trochę mniej zainteresowany eksponatami, bardziej podobały mu się "duzie", przestronne pomieszczenia i świetna akustyka wnętrz, którą co chwilę wypróbowywał śpiewając "swoje" piosenki.
Z dziedzińca wewnętrznego przechodzi się do zamkowej kaplicy, którą wieńczy piękna kopuła z latarnią. Z kaplicy można zejść do krypty, gdzie znajduje się m.in. sarkofag Stanisława Lubomirskiego.
Kolejnym przystankiem była wystawa posągów, pomników i rzeźb autorstwa Stanisława Dźwigaja, przedstawiających Jana Pawła II. Duże wrażenie robią zwłaszcza ogromne repliki pomników stojących w różnych miastach Polski, Europy czy Ameryki Południowej.
Na piętrze prezentowane są m.in. prace dyplomowe uczniów wiśnickiego Liceum Plastycznego, a także makiety innych zamków i warowni południowej Polski. 
Sala balowa zamku jest ogromna (wzwyż zajmuje dwie kondygnacje) - podobna większa nawet niż na Wawelu. Wychodzi się z niej na balkon, z którego rozciąga się piękny widok na Wiśnicz i okolice. 
Ciekawostką jest też sala akustyczna: zdanie wyszeptane w jednym jej rogu słychać doskonale po przeciwległej stronie. Kiedyś była wykorzystywana jako miejsce do spowiedzi. Pani przewodnik chciała zademonstrować tą właściwość, ale nie udało się - przekaz został zakłócony... oczywiście przez Julka, który akurat w najmniej odpowiednim momencie zaczął sobie śpiewać piosenkę o zamku ("jamek, jamek") :)
Dowiedzieliśmy się też, że na wiśnickim zamku kręcone były zdjęcia do filmu "Janosik" Agnieszki Holland i poznaliśmy legendę o jeńcach tatarskich, którzy próbowali uciec z wieży zamku na skonstruowanych przez siebie skrzydłach.



niedziela, 11 lipca 2010

Centrum Nauki EXPERYMENT w Gdyni

Centrum Nauki EXPERYMENT znajduje się na terenie Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni. Łatwo tam dojechać, a tuż obok Centrum znajduje się duży parking.
Eksperymenty podzielone są na kilka kategorii, a przy każdym stanowisku znajduje się opis.
W części nazwanej Środowisko Julka poznała zasady segregacji śmieci, dopasowywała liście i owoce do poszczególnych gatunków drzew, sprawdzała jaki wpływ na przyrodę ma siła wiatru. Najbardziej podobało jej się odbijanie na piasku śladów różnych zwierząt za pomocą specjalnych stempelków.
W sekcji Człowiek poznawałyśmy budowę anatomiczną człowieka, układałyśmy puzzle, na specjalnych ekranach oglądałyśmy termowizyjny obraz naszych ciał i bawiłyśmy się złudzeniami optycznymi.
W kolejnej części - Optyka - najciekawszy okazał się eksperyment nazwany "Głowa na tacy" . Dzięki specjalnie skonstruowanemu stołowi  Julka przez chwilę miała tylko głowę!

Oprócz tego, zobaczyłyśmy też Komnatę Amesa, w której można poczuć się jak Alicja w krainie czarów :). Podobały nam się też różne eksperymenty z lustrami.
Następne w kolejności były Dźwięki. Julcia tańczyła na muzycznej podłodze - udało jej się nawet zagrać "Wlazł kotek na płotek". Zobaczyła też jak wygląda cytra i grała na kolorowych rurach.
W sekcji Fizyka też się nie nudziłyśmy: Julka sprawdzała z jaką prędkością przemieszcza się dźwięk, próbowałyśmy też zrobić ogromną bańkę mydlaną z Julką w środku ;), kręciłyśmy kołem Maxwella i podnosiłyśmy ciężary. Najbardziej podobała nam się plansza zrobiona z mnóstwa małych pałeczek, na której można było zrobić przestrzenną płaskorzeźbę własnego ciała.
Spędziłyśmy tam ponad dwie godziny świetnie się bawiąc, a przy okazji przeczekałyśmy największy upał. W sezonie wakacyjnym dodatkowo można poeksperymentować w plenerze, ponieważ Centrum otwiera swój naukowy namiot na jednej z gdyńskich plaż.

więcej informacji na stronie internetowej EXPERYMENTU: 
http://www.experyment.gdynia.pl/


sobota, 10 lipca 2010

Latarnia Morska w Sopocie


Latarnia morska w Sopocie znajduje się tuż przy molo. Została zbudowana w 1904 roku, a wysokość wieży wynosi 30 m. Ciekawostką jest to, że latarnia powstała ze stojącego w tym miejscu starego, niepotrzebnego już komina (na starych zdjęciach widać nawet jego kawałek wystający na szczycie budowli) zakładu balneologicznego. 
Po wdrapaniu się na górę po ponad 120 stopniach można w nagrodę podziwiać piękny widok na wszystkie strony świata. Na koniec każdy zwiedzający otrzymuje "certyfikat zdobycia Latarni Morskiej w Sopocie".


Heineken Open'er Festival 2010 w Gdyni




Podczas pobytu nad morzem Julka była na swoim pierwszym prawdziwym koncercie w życiu, i to jakim! Pierwszego dnia na Open'er grał Pearl Jam. Julka była bardzo dzielna, chociaż samo dotarcie pod scenę zajęło nam dobre 3 godziny (najpierw korki w mieście, potem kolejki po opaski festiwalowe). Koncert zaczął się dopiero o 22.00, Julka świetnie się bawiła (chociaż cały koncert musiała spędzić u mamy na rękach :)) i nawet śpiewała "po swojemu" niektóre piosenki. Podobało jej się tez jak Vedder mówił "po polsku" i jak przy ostatniej piosence rzucał do publiczności swoje tamburyny. Zmęczone, wróciłyśmy do domu grubo po północy, a Julka przez cały następny dzień dumnie nosiła na ręce swoją festiwalową opaskę :)

piątek, 9 lipca 2010

Molo w Sopocie


Będąc w Sopocie trzeba oczywiście "zaliczyć" jego największą atrakcję, czyli Molo. Jest ono najdłuższym tego typu pomostem w Europie. Składa się z dwóch części: drewnianej wchodzącej w głąb Zatoki Gdańskiej (o długości ponad 511 m) i lądowej, tzw. Skweru Kuracyjnego, czyli pięknego placu z fontanną, muszlą koncertową, hotelami, restauracjami itp. To tutaj odbywają się wszystkie większe imprezy w Sopocie. W sezonie wstęp na molo jest płatny, ale warto przespacerować się po nim, bo podobno w miejscach najdalej wysuniętych w morze stężenie jodu jest dwukrotnie większe niż na lądzie. Można też zejść po schodkach na dolną część molo. Widać stamtąd doskonale w jaki sposób pomost jest zbudowany. Na końcu molo, czyli na jego głowicy budowana jest obecnie przystań dla jachtów. 

info o molo jest tutaj:  http://www.molo.sopot.pl

Krzywy Domek w Sopocie


Idąc słynnym Monciakiem (czyli ulicą Bohaterów Monte Cassino w Sopocie) w stronę morza, zatrzymałyśmy się na chwilę przy Krzywym Domku. Jest to śmieszna, powykrzywiana kamienica, wygląda jakby została żywcem przeniesiona z jakiegoś bajkowego świata. Krzywy Domek wybudowano w 2004 roku, na trzech piętrach mieszczą się w nim sklepy, gabinety kosmetyczne, restauracje, biura, a nawet siedziba radia RMF Maxx. W 2008 roku Krzywy Domek zdobył pierwsze miejsce w Światowym Rankingu Najdziwniejszych Budowli Świata. 

pozostałych laureatów można obejrzeć tutaj: 
a więcej informacji o Krzywym Domku jest tutaj: http://www.krzywydomek.info/

Muzeum Rybołówstwa w Helu


Niedaleko Fokarium w niewielkim zabytkowym kościele mieści się Oddział Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku - Muzeum Rybołówstwa. Wokół budynku zgromadzone są stare, odrestaurowane łodzie i kutry rybackie. Jest nawet łódź badawcza "Dziunia", która służyła naukowcom Polskiej stacji badawczej na Antarktydzie. Ciekawostką są znajdujące się tam specjalne łodzie-zbiorniki do przechowywania żywych ryb, składziki rybackie wykonane z przepołowionych łodzi, a także stara kopuła helskiej latarni morskiej.
Wewnątrz budynku na dwóch piętrach prezentowana jest wystawa "Dzieje rybołówstwa na wodach Zatoki Gdańskiej" - obejrzałyśmy tam narzędzia i przyrządy służące do połowów ryb, modele zwierząt żyjących w Bałtyku, łodzie, sieci i modele statków. Najfajniejszą częścią Muzeum okazała się jednak drewniana wieża widokowa, na którą wdrapałyśmy po ponad 60 stopniach. Widok na Zatokę Gdańska i Półwysep Helski był super!


Fokarium Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Helu

Z Trójmiasta na Hel najłatwiej dostać się tramwajem wodnym. Po dopłynięciu do Portu spacerkiem udałyśmy się wzdłuż nabrzeża i po 10 minutach dotarłyśmy do fokarium. Na jego teren wchodzi się przez specjalną bramkę, po wrzuceniu do niej monety dwuzłotowej. Dla tych, którym akurat skończyły się dwuzłotówki, zaraz obok bramek zamontowano tzw. rozmieniacze :).
Najlepiej wizytę w fokarium zaplanować w okolicach godziny 11.00 lub 14.00. Wtedy odbywa się pokazowe karmienie fok (w tym roku w sezonie dodatkowo o godzinach 9.30 i 17.00). Trzeba jednak przygotować się na spory ścisk, zwłaszcza na pomoście widokowym skąd najlepiej widać cały show. 
Na sygnał pracownika wszystkie foki podpływają do swoich znaczników i grzecznie czekają na śledzie. Potem każda z nich kolejno wychodzi na brzeg i demonstruje swoje dodatkowe umiejętności. 
Karmienie trwa ok. 15 minut, ale później foki pływają w basenie, więc można im się dokładnie przyjrzeć. Obecnie w fokarium mieszka 6 fok: Bubas, Unda Marina, Ewa, Agata, Ania i Fok. 
Na terenie fokarium można również zwiedzić wystawę "Ssaki naszego morza" (wstęp płatny dodatkowo 2 zł/os). Już przy wejściu wita nas naturalnych rozmiarów foka, Julka była zdziwiona , że zwierzę ma takie milutkie futerko. W kolejnej sali zaprezentowane zostały historia połowów fok i morświnów, narzędzia  do tego służące, a także części szkieletów, np. czaszka czy zęby morświna. Oprócz tego zgromadzono tam przedmioty, które pracownicy fokarium wyławiają podczas czyszczenia basenów (m.in. telefony komórkowe, buciki i zabawki dziecięce, smoczki i monety).
Piętro niżej znajduje się mini salka kinowa, gdzie można obejrzeć film o ssakach żyjących w Bałtyku. My najwięcej czasu spędziłyśmy w sali, gdzie przez ogromne szyby można podglądać pływające pod wodą foki. 
Przy fokarium znajduje się sklepik, a kupując tam pamiątki wspiera się ochronę fok i morświnów.

więcej informacji na temat fokarium i programie ochrony fok bałtyckich: http://www.fokarium.pl/


środa, 7 lipca 2010

Dar Pomorza - Oddział Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku



Dar Pomorza ma już ponad 100 lat, z czego przez 51 lat pełnił funkcję statku szkoleniowego Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Od 1982 r. jest eksponatem Centralnego Muzeum Morskiego. Został przycumowany do gdyńskiego nabrzeża, gdzie można go oglądać. 
Zwiedzanie rozpoczyna się od międzypokładu, gdzie można zobaczyć jak podczas rejsu mieszkali uczniowie (spali na hamakach) Tutaj też na zdjęciach, planszach i mapach przedstawiono historię statku. Julka nie była tym zbytnio zainteresowana, więc szybciutko udałyśmy się dalej - do maszynowni. To ogromne pomieszczenie pod pokładem z mnóstwem silników, pomp i innych urządzeń. W powietrzu unosił się zapach smaru, oleju itp. więc Julka pomaszerowała dalej. Następnym punktem zwiedzania był magazyn żagli (nawet się nie spodziewałyśmy, że będzie ich tak dużo - wszystkie dokładnie opisane i ułożone na półkach), tam też można było obejrzeć jakie są rodzaje węzłów i splotów żeglarskich.
Następnie udałyśmy się do kabin oficerskich, widziałyśmy tam m.in. sypialnię, łazienkę i salon kapitana statku oraz bufet.
Julce najbardziej podobało się na głównym pokładzie. Sprawdzała jak się steruje statkiem, porządkowała liny, oglądała ogromne 42-metrowe maszty. Ale najfajniej było na pokładzie tzw. dziobówki, czyli pokładzie od strony dziobu statku. 



więcej informacji na temat Daru Pomorza: 

Akwarium Gdyńskie

Akwarium Gdyńskie usytuowane jest w pięknym miejscu - nad samym morzem, przy Skwerze Kościuszki, czyli głównym deptaku miasta. Jest podobne trochę do tego w Krakowie (które zwiedzaliśmy już kilka razy), ale i tak wielu jego mieszkańców zaskoczyło nas i zadziwiło. 


meduzy - grzybki
Na Julce największe wrażenie zrobiły: ślepczyki jaskiniowe (ryby, które naprawdę nie mają oczu), węgorz elektryczny (dzięki specjalnym mikrofonom i głośnikom można posłuchać jak brzmią wytwarzane przez niego impulsy elektryczne), żółwiak chiński (jak to możliwe, że żółw nie ma skorupki?), ogromna ośmiornica Karolina ("błeee"), mureny wyglądające jak bajkowe potwory i śmieszne meduzy przypominające napompowane grzybki. Podobały nam się też: mały rekinek, płaszczka, prawdziwa rozgwiazda, błyszczące srebrzyste seleny, malutkie węgorze ogrodowe wystające z piasku jak peryskopy i oczywiście piękna rafa koralowa. 


szczęki wymarłego rekina
Na II piętrze znajduje się Sala Dydaktyczna - można tam zobaczyć piękne dioramy Morza Sargassowego czy rafy koralowej, a także sztuczne okazy ryb, gadów, ptaków i ssaków morskich. Z kolei na III piętrze, w Sali Bałtyckiej widziałyśmy ogromną mapę plastyczną Bałtyku, a nawet okazy największych ryb złowionych w naszym morzu.
Julce podobała się też znajdująca się na parterze Sala Mokra - tam można dotknąć i pogłaskać np. płastugę bałtycką albo jesiotra.

Na terenie budynku rozmieszczone są interaktywne informatory, na każdym piętrze są toalety, jest też sklepik z pamiątkami i restauracja na tarasie.
Świetnym rozwiązaniem są specjalne wózki dla maluchów, z których można skorzystać na każdym piętrze Akwarium. Dzięki nim dzieciaki takie małe jak Julek mogą zobaczyć dokładnie wszystkie ekspozycje, a dodatkowo nie będą narzekać, że bolą je nóżki :)

dodatkowe informacje: http://www.akwarium.gdynia.pl/

Julka i ślepczyki jaskiniowe

Zoo w Gdańsku - Oliwie


Oliwskie zoo jest największym ogrodem zoologicznym w Polsce (jego powierzchnia wynosi ponad 136 ha), co zresztą odczułyśmy z Julką na własnych nogach. Jego zwiedzanie zajęło nam dobre 5 godzin, a i tak nie dałyśmy rady zobaczyć wszystkich zwierząt. 
Do zoo pojechałyśmy rano, już kilka minut po otwarciu byłyśmy w środku. Zaraz przy wejściu naszą uwagę przykuła ogromna skarbonka - okazało się, że na budowanym właśnie nowoczesnym wybiegu ma zamieszkać wkrótce osiem lwów, a zoo prowadzi zbiórkę pieniędzy na opłacenie ich transportu do Gdańska.
Alejki w zoo nazwane są "na cześć" ich najważniejszych mieszkańców, wzdłuż nich poustawiane są kolorowe figury zwierząt i ławeczki pomalowane w żyrafie, wężowe i zebrowe wzorki.
Idąc Alejką Słonia doszłyśmy do wybiegu z... dwoma słoniami: afrykańskim i indyjskim. Można było "na żywo" sprawdzić czym się różnią. Afrykański był bardziej towarzyski i podszedł na tyle blisko, że udało się zrobić mu fajne zdjęcie.
Kolejni mieszkańcy nie byli już tacy kontaktowi - ogromne hipopotamy nilowe leniwie leżały w swoim bajorku i za nic nie chciały się z niego ruszyć. Udałyśmy się więc do gadziarni i ptaszarni, gdzie najciekawsze były: śmieszne niebieskie araruny, prawdziwy tukan honduraski z ogromnym dziobem, który wbrew pozorom jest podobno bardzo lekki, żółwie peloponeskie i promieniste i najstarszy mieszkaniec zoo  - kajman szerokopyski - który przybył tu w 1956 r. z Argentyny na pokładzie statku "Walter". 
Następny dłuższy przystanek zrobiłyśmy sobie przy wybiegu z żyrafami i zebrami. W gdyńskim zoo są 4 żyrafy: Tofik, Gucio, Ludek i Vaclav - dwie ostatnie przyjechały z Pragi. Mają nowoczesny pawilon i wybieg ze specjalnymi wysoko zawieszonymi paśnikami. Największa z żyraf ma prawie 6 m wysokości.
Po drodze do małp odwiedziłyśmy pingwiny, pumę i wylegujące się w cieniu kangury.
Przy Alejce Szympansa mieszkają oczywiście szympansy, a oprócz tego wyjce, lutungi (które Julcia od razu chciała przytulać), mandryle z czerwonymi nosami i główna atrakcja, czyli dwa orangutany: Albert i Raya. Chyba było im za gorąco, bo nie wyszły na wybieg, siedziały w pawilonie i mogłyśmy je obejrzeć tylko zza brudnej szyby. Raya siedziała pod kartonowym pudełkiem, a Albert leżał z ręką podłożoną pod głowę :) i jadł marchewkę. Dobrze, że mu się skończyła, bo musiał wstać poszukać następnego kawałka i dzięki temu zobaczyłyśmy go w całej okazałości. Jest wielki. 


Idąc dalej, minęłyśmy łosia i lamy i dotarłyśmy do ... mini parku jurajskiego. Za dodatkową opłatą (6/4 zł) można zrobić sobie spacerek po lesie wśród kilkunastu dużych i jeszcze większych dinozaurów, a przy okazji dowiedzieć się coś o nich (przy każdym gadzie jest jego opis).


Po wyjściu z juraparku na Julkę czekała kolejna atrakcja - park linowy. Na szczęście oprócz "dorosłych" tras (powyżej 135 cm) jest też trasa "Małe Safari", bez limitu wzrostu i wieku. Dzieci zakładają tylko kaski i mogą śmigać między drzewami do woli. Julka była tak zachwycona, że całą trasę (nie taką krótką) "obskoczyła" 7 razy!
Po małej dawce adrenalinki wróciłyśmy do zwiedzania zoo, a tam czekały na nas: dziki, jaki, wielbłądy, prześmieszne alpaki i ptak, na którego widok opadły nam szczęki... piękny paw albinos.


Zmęczone kilkugodzinnym zwiedzaniem poszłyśmy coś przekąsić - na terenie zoo znajduje się kilka punktów gastronomicznych i restauracja. Dla leniwych miłośników zwierząt polecamy szybki objazd zoo jedną z tras  kolejki retro (najdłuższy przejazd trwa 45 minut). 
Dzieciakom na pewno spodoba się Małe Zoo (zaraz przy głównym wejściu, wstęp 2 zł), gdzie można pokarmić owieczki, świnki, króliki, kózki i inne małe zwierzaczki i pobawić się z nimi. Nam się to nie udało, ponieważ w okresie wrzesień-czerwiec Małe Zoo jest czynne tylko w weekendy i święta. Za to w lipcu i sierpniu można je odwiedzać we wszystkie dni tygodnia, za wyjątkiem poniedziałków.  

Parking, na którym trzeba zostawić auto znajduje się w odległości ok. 5 minut drogi spacerkiem od bramy zoo (koszt - 2 zł za każdą rozpoczętą godzinę).

więcej informacji: http://www.zoo.gd.pl/
                            http://www.malpijar.pl/