niedziela, 6 listopada 2011

15. Targi Książki w Krakowie


W piątek wieczorem wszystko mieliśmy przygotowane: nasz własny harmonogram spotkań na stoiskach, książki z brakującymi dedykacjami od autorów i skarbonkę z funduszami na zakup nowości. Niestety, w sobotę rano Julka obudziła się z bólem brzucha i cały plan legł w gruzach... musiała zostać w domu... 


Julek na stoisku Tataraku
My z Julkiem dotarliśmy na Targi dopiero po południu i niestety, nie zdążyliśmy już na warsztaty gałgankowe, ani na spotkanie z Andrzejem Maleszką. Nie zniechęcił nas brak parkingu przy hali targowej (zostawiliśmy auto przy M1, a Julek z przejęciem pierwszy raz w życiu jechał busem :)), ani ogromna kolejka do kasy. Kiedy już dostaliśmy się do środka, przeciskając się przez tłumy odwiedzających szukaliśmy kolejnych stoisk z wydawnictwami dla dzieci. Na szczęście przy nich nie było aż takiego dużego tłoku, dlatego Julek mógł w spokoju "poczytać" nowości Tataraku, Eneduerabe czy Czerwonego Konika. Oczywiście, cały czas wypatrywał wszędzie dinozaurów i nie było chyba takich, obok których przeszedłby obojętnie... ostatecznie kupiliśmy tylko 3 nowe książki o dinusiach...


Julek ucieszył się też na widok Pana Wojciecha Cejrowskiego podpisującego swoje książki (zawsze oglądamy razem jego programy podróżnicze) i grzecznie czekał w kolejce po autograf dla Małych Wędrowców. Udało nam się nawet spotkać autora jednej z ulubionych książek Julka "Afryki Kazika" - Pana Łukasza Wierzbickiego, który również zadedykował dzieciakom specjalne afrykańskie pozdrowienia. 

nasze targowe zakupy
Na koniec, tradycyjnie udaliśmy się na stoisko Egmontu, gdzie Julkowi (miłośnikowi i znawcy zwierząt) bardzo spodobała się gra Fauna Junior, zagraliśmy też po rundce w "Nogi stonogi" i "Pędzące żółwie". Niestety, musieliśmy szybko wracać do domu, bo Jula już nie mogła się doczekać nowych książek... Na szczęście, za pół roku Targi Książek dla Dzieci. Już odliczamy czas...

dedykacje dla Małych Wędrowców
PS. Książka o Muminku, Mimbli i Małej Mi rewelacyjna! Nie możemy przestać jej czytać :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Ruchoma Szopka w Wambierzycach

źródło: www.wambierzyce.pl


Wambierzyce są niewielką, ale bardzo urokliwą miejscowością przy bocznej trasie z Kłodzka do Kudowy. Nad wsią (tak, tak to jest wieś, choć układ ulic i zabudowa przypomina miasteczko) góruje Bazylika pod wezwaniem Nawiedzenia NMP z początku XVIII wieku. Kilkaset metrów dalej, w szarym, niepozornym budynku znajduje się prawdziwe cudo. Ruchoma szopka, bo o niej mowa, pochodzi z XIX w. Małe figurki napędzane prostym mechanizmem zostały wyrzeźbione z drewna lipowego przez miejscowego zegarmistrza Longina Wittiga - zajęło mu to 28 lat. Szopka składa się z ponad 800 figurek (przedstawiających różne sceny w poszczególnych gablotach), z czego 300 jest ruchomych. Scenki przedstawiają m.in. narodziny Jezusa, rzeź niewiniątek, ostatnią wieczerzę czy 12-letniego Jezusa przy pracy. 

Julek z Julką jak zaczarowani wpatrywali się w maleńkie. kolorowe postacie (Julkowi oczywiście bardziej podobały się zwierzątka - np. słoń machający trąbą :)). Oprócz scen biblijnych obejrzeliśmy jak wyglądała praca w kopalni (malutkie wagoniki wywożą węgiel na powierzchnię) i dawna zabawa ludowa. Tutaj "hitem" okazał się mały pomocnik kominiarza - Franek - wyskakujący znienacka z komina. Na koniec wrzuciliśmy monety do skarbonki małego muzykanta - zgodnie z instrukcją, jeśli się ukłoni to znaczy, że wrzucający pieniążka był w ostatnim czasie grzeczny...


Szopkę zwiedza się z przewodnikiem (wejścia odbywają się co 15 minut), w obiekcie nie wolno robić zdjęć, ani filmować - można natomiast obejrzeć piękną galerię zdjęć na stronie internetowej Sanktuarium. Przy Szopce nie ma osobnego parkingu, można jednak zaparkować przy ulicy obok budynku (pod warunkiem, że będzie jeszcze wolne miejsce).

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Ogród Bajek i Wodospad Wilczki w Międzygórzu


Nasza wyprawa zaczyna się w Międzygórzu, u stóp góry Iglicznej. Wypatrujemy dookoła żółtych i czerwonych krasnoludków, które mają zaprowadzić nas w niezwykłe miejsce…. O jest jeden! Drugi! Trzeci! Idziemy! Maszerujemy za nimi pod górę… "Daleko jesce?" pyta Julek, ale dzielnie wspina się dalej. Tym bardziej, że dokoła mnóstwo atrakcji - to trzeba przeskoczyć kałużę, to znów przenieść ślimaka w bezpieczne miejsce albo dokładnie obejrzeć wielkiego grzyba :) Zatrzymujemy się przed ogromną skałą, która nagle wyrasta na naszym szlaku, a magiczna woda z zaczarowanego górskiego źródełka dodaje sił i „leczy” bolące nóżki. Jeszcze tylko jedno strome podejście i.... Nareszcie! Dotarliśmy do…. Ogrodu Bajek.

wchodzimy do środka...
To magiczne miejsce powstało już po I wojnie światowej. Stworzył je pracownik leśny - Izydor Kriesten, który w swoim ogrodzie poustawiał własnoręcznie wykonane z drzew, korzeni, kory i szyszek bajkowe postacie. Niestety, po 1945 roku część eksponatów bajkowych uległa zniszczeniu lub została skradziona. Od tamtej pory kilkakrotnie próbowano odrestaurować Ogród. Udało się to dopiero w 1986 roku, kiedy to uroczyście udostępniono Ogród Bajek zwiedzającym.

Kupujemy więc bilety i wchodzimy. Na zboczu góry, wśród drzew, krzewów i kwiatów, czekają na nas kilkupoziomowe ścieżki, schodki, ławeczki. Można pospacerować lub po prostu usiąść i odpocząć. Julek i Julka jednak ani myślą odpoczywać, podbiegają do kolejnych drewnianych figurek i na wyścigi rozpoznają bajkowe postacie: "Reksio!", "Muminki!", "Różowa Pantera!", "Jaś i Małgosia!". Są nawet Pszczółka Maja, Koziołek Matołek, Smerfy i Kubuś Puchatek. A oprócz tego mnóstwo zakamarków, małych jaskiń, źródełek, domków, do których można wejść... Dzieciaki bawią się lepiej niż w wesołym miasteczku...


Wracając naszym znajomym "krasnoludkowym" szlakiem zauważamy prowadzące stromo w dół kamienne schodki, tabliczka na drzewie informuje nas, że idziemy do kolejnego niezwykłego miejsca... schodki wydają się nie mieć końca... w miarę jak schodzimy w dół słyszymy coraz głośniejszy szum... "Co to może być?" - dziwi się Julka... w końcu przed nami ukazuje się... najprawdziwszy wodospad...
Wodospad Wilczki (bo to do niego prowadziły tajemnicze schodki) ma wysokość 22 m i jest drugim co do wielkości w Sudetach. Nad wodospadem znajduje się stalowy mostek dla zwiedzających, można też obserwować go ze specjalnej platformy widokowej. Spadająca z głośnym szumem woda robi wrażenie, zwłaszcza na dzieciakach, które aż wstrzymują oddech...



Na koniec kilka informacji praktycznych. Auto można zostawić w Międzygórzu na jednym z kilku płatnych parkingów lub na bezpłatnym parkingu obok pensjonatu "Sarenka". Stamtąd też najlepiej rozpocząć wędrówkę do Ogrodu Bajek. Prowadzą do niego specjalnie wytyczone szlaki dla dzieci oznaczone czerwonym i żółtym krasnalem. Żółte podejście jest łatwiejsze, można wybrać się nawet z wózkiem dziecięcym (ostatnie kilkadziesiąt metrów trochę bardziej strome). Ogród Bajek jest czynny w godzinach 10.00-18.00, wstęp do niego jest płatny (6 zł bilet normalny, 4 zł - ulgowy, dzieci do 3 roku życia bezpłatnie). 

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Cerkiew w Złockiem


Niedaleko Muszyny (gdzie spędzaliśmy jeden z sierpniowych weekendów), we wsi Złockie znajduje się piękna drewniana greckokatolicka Cerkiew p.w. św. Dymitra (obecnie kościół rzymskokatolicki). Zbudowano ją w II połowie XIX w., u stóp południowych stoków Jaworzyny Krynickiej. Julek i Julka zazwyczaj nie są zainteresowani zwiedzaniem tego typu obiektów, wystarczyło jednak im powiedzieć, że gdzieś obok znajduje się geocaching'owa skrytka i już byli gotowi do wyjazdu ;)


Na miejscu dość szybko udało nam się znaleźć małą "skrzyneczkę", Julka wpisała się do logbook'a i poszliśmy obejrzeć zabytek. Julcia zwróciła uwagę na wieże z charakterystycznymi kopułami, udało nam się też zobaczyć piękny ikonostas (czyli ozdobną, pokrytą ikonami ścianę) wewnątrz kościoła. Obok świątyni znajduje się niewielki cmentarz greckokatolicki oraz drewniana dzwonnica.


Z parkingu obok cerkwi roztacza się przepiękny widok, stąd też można wyruszyć zielonym szlakiem na szczyt Jaworzyny Krynickiej. Julek i Julka szybko wypatrzyli pobliski plac zabaw i oczywiście musieli go wypróbować :)


czwartek, 11 sierpnia 2011

Muzeum Ziemi w Kletnie


Szliśmy właśnie z parkingu w stronę Jaskini Niedźwiedziej, kiedy Julek krzyknął "Mama, zobac, allozalł". Rozejrzałam się. Rzeczywiście, za ogrodzeniem, wśród drzew, stał sobie pokaźnych rozmiarów dinozaur. Podeszliśmy bliżej, Julek podskakując z radości (jak zwykle na widok prehistorycznych gadów) wołał: "O, jest nawet mamut, mama idziemy?" Jasne, że poszliśmy :)

skamieniałe gniazda
z jajami dinozaurów
Okazało się, że trafiliśmy do niewielkiego, ale bardzo ciekawego muzeum. Zostało ono stworzone przez pełnego pasji człowieka, Pana Arnolda Miziołka, który od 27 lat sam zdobywa eksponaty prezentowane zwiedzającym. Najcenniejszy okaz to kolekcja skamieniałych gniazd z jajami dinozaurów, które zostały sprowadzone aż z Chin, a znalezione na obrzeżach Pustyni Gobi. Należały one do segnozaurów i hadrozaurów.


Ale to nie wszystkie niezwykłości znajdujące się w muzeum. Julka zainteresowały też zęby spinozaura oraz odciski łap dinozaurów znalezione w Górach Stołowych. Widzieliśmy też muszle amonitów, kolekcję minerałów, a nawet prawdziwy meteoryt. W ogrodzie spotkaliśmy jaskniowców, mamuta i kilka sympatycznych dinusiów. Julek przedstawił nawet swojemu iguanodonowi jego nieco większych kuzynów :)

środa, 10 sierpnia 2011

Kopalnia Złota w Złotym Stoku
















Latarki spakowane, ciepłe bluzy też. Przed nami wyprawa do Kopalni Złota. Ciekawe, czy usłyszymy kroki ducha? Czy spotkamy Gnoma? Kto wie, może uda nam się nawet znaleźć prawdziwe złoto...
Dawno, dawno temu w Polsce naprawdę wydobywano cenny kruszec - w czasach swojej świetności kopalnia dostarczała ok. 8% całej europejskiej produkcji złota. Przez cały okres jej eksploatacji (czyli ok. 1000 lat) w Złotym Stoku wydobyto 16 ton złota. 

Zwiedzanie zaczynamy w Sztolni Gertrudy - nazwa ta pochodzi od imienia żony jednego z górników przysypanych podczas katastrofy w kopalni. Prowadzenie akcji ratowniczej nie było opłacalne dla ówczesnego właściciela, dlatego dzielna Gertruda postanowiła sama dotrzeć do męża i uratować go. Niestety, ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia - kobieta została na zawsze w labiryntach złotostockiej kopalni. Od tamtej pory jej duch niósł pomoc zbłąkanym górnikom, którzy podążając za odgłosami kroków docierali do wyjścia.
Nie udało nam się spotkać ducha, którego podobno nikt nigdy jeszcze nie widział, ale Julka słyszała jakieś kroki...

Idziemy więc dalej podziemnym korytarzem, w głębi widać przytłumione światło, słychać jakiś brzęk, podchodzimy bliżej, z ciemności wyłania się pracownia alchemika, w której wita nas sam Hans Schärfenberg - to on w XVI w. zdenerwowany nieudanymi próbami odkrycia eliksiru nieśmiertelności cisnął do ognia bryłę rudy arsenu. Jakież było jego zdumienie, kiedy rano w ognisku odkrył biały proszek, który okazał się bardzo silną trucizną. W ten sposób kopalnia złota stała się kopalnią rud arsenu i na ponad 100 lat głównym światowym dostawcą arszeniku. Legenda mówi, że arszenikiem z tutejszej kopalni podtruwano samego Napoleona.

Przechodzimy obok skarbca - zgromadzono tutaj 1066 sztabek symbolizujących całe wydobyte w kopalni złoto. Tutaj dowiadujemy się, że litr złota waży 20 kg, a jedna niewielka sztabka - aż 12,5 kg (oj, rabusie wynoszący pełne kieszenie takich sztabek z sejfów musieli mieć sporo siły ;)

A oto i najprawdziwszy Gnom o imieniu Szary, zamieszkujący korytarze kopalni. Chętnie wita się z dzieciakami, pozuje do zdjęć, a nawet tańczy. Po krótkiej pogawędce prowadzi nas przez zaułek duchów do specjalnie przygotowanej ośmiometrowej zjeżdżalni, którą wjeżdżamy prosto do... Muzeum Przestróg, Uwag i Apeli. "Maszyna to twój przyjaciel. Szanuj ją i pielęgnuj", "Nie rzucaj młotkiem, będąc na rusztowaniu", "Rolników obsługujemy szybko, sprawnie i życzliwie", "Co zrobiłeś dzisiaj dla obniżenia kosztów własnych?" to tylko mała próbka zabawnych haseł, informacji i ostrzeżeń które kiedyś funkcjonowały w życiu codziennym, a które możemy teraz oglądać w kopalnianym Muzeum.

Wychodzimy na powierzchnię. Teraz czeka nas 10-minutowy spacer pod górę. Mijamy "Skalisko" podobno największy w Polsce park linowy. Podziwiamy ogromny kamieniołom. Przed nami Góra Sołtysia - to w niej znajduje się wejście do Sztolni Czarnej Górnej, której największą atrakcją jest jedyny w Polsce 8-metrowy, podziemny wodospad. 
Ze sztolni wyjeżdżamy na powierzchnię pomarańczowym tramwajem. Lokomotywa "Gacek" dowozi nas na stację Kopalnia Złota - Główna. Tutaj dalszy ciąg atrakcji - wybijamy monetę z sympatycznym nietoperzem, odbieramy certyfikat zdobywców kopalni, odwiedzamy Muzeum Minerałów i bawimy się w poszukiwaczy złota.


Zmęczeni ponad 2-godzinną zabawą odpoczywamy i jemy obiad w Karczmie (polecamy zwłaszcza pierogi). Jeszcze tylko mały spacerek wśród zieleni nad strumykiem i kierujemy się w stronę parkingu. Na pożegnanie "macha" nam Gacek - sympatyczny nietoperz - symbol kopalni.

temperatura w kopalni wynosi ok. 7° C.
czas zwiedzania: ok. 1,5 godz.
parking: duży, bezpłatny, przed wejściem na teren kopalni
można do woli filmować i robić zdjęcia
na stronie internetowej kopalni można znaleźć wiele dodatkowych informacji

wtorek, 9 sierpnia 2011

Zamek w Mosznej

Jadąc na wakacje postanowiliśmy zrobić sobie przystanek i przy okazji zwiedzić jeden z najpiękniejszych zamków w Polsce. Nie bez powodu jest on nazywany bajkowym - to chyba dzięki 99 wieżom i wieżyczkom wydaje się, jakby mieszkała w nim sama Królewna Śnieżka. Dojazd do zamku jest dobrze oznakowany - jadąc za drogowskazami dotarliśmy do kościoła w Mosznej, obok którego można zostawić auto (ten parking jest podobno płatny, więc my zaparkowaliśmy po sąsiedzku - przed sklepem spożywczym). Stąd czekał nas już tylko 3-minutowy spacerek w trakcie którego zza drzew powoli wyłoniły się mury zamku.


Wchodząc na teren parku otaczającego zamek, trzeba wykupić bilet (5 zł/3 zł, dzieci do lat 7 - wstęp wolny). Ze względu na to, iż obecnie w zamku mieści się Centrum Terapii Nerwic, zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem o ściśle określonych godzinach ( najlepiej sprawdzić je wcześniej na stronie internetowej zamku). Zwiedzanie wnętrz wymaga zakupu kolejnego biletu (8 zł/5 zł, dzieci do lat 4 - wstęp wolny). 
Przechodząc przez kolejne pomieszczenia zamku podziwiamy marmury, drewniane, rzeźbione portale (ten najokazalszy został sprowadzony aż z Wenecji), kwiatowe kasetony na sufitach, żyrandole, kolorowe witraże w oknach. Oglądamy kawiarnię, jadalnię, oranżerię z egzotycznymi palmami i fontanną, salę kominkową z okazałym malowidłem na ścianie, salę pawia, która wzięła swoją nazwę od płaskorzeźby ptaka nad drzwiami (dawniej była to sala lustrzana z mnóstwem ogromnych luster w pięknych ramach), salę balową z przeszklonym sufitem i bibliotekę z dziwnie wysoko zawieszonym lustrem (podobno hrabia chcąc pochylić je, tak, aby można było się w nim przejrzeć, naciskał ukryty w ramie tajemniczy przycisk, którego jednak do dnia dzisiejszego nie odnaleziono...). Ostatnim pomieszczeniem jakie zwiedzamy jest kaplica z kryptą.


Trzeba przyznać, że zamek z zewnątrz prezentuje się równie ciekawie jak wewnątrz. Balustradki, balkoniki, wieżyczki, rzeźby ozdobione są mnóstwem detali. Udało nam się odnaleźć lwy, niedźwiedzia, dzika, sowę, a w najwyższej wieży zamku wypatrzyliśmy nawet szkielet. 

\
Wokół zamku rozciąga się piękny park z aleją lipową, stawem z fontanną, licznymi mostkami, Wyspą Wielkanocną, rododendronami i azaliami. Te ostatnie najpiękniej prezentują się wiosną - wtedy też organizowane jest w parku Święto Kwitnących Azalii.

niedziela, 17 lipca 2011

Bacówka "Biały Jeleń" w Iwkowej

"Co tu tak pachnie?" zapytała Julka, kiedy zmęczeni po całym dniu szaleństw w Rabkolandzie dotarliśmy wreszcie do Bacówki w Iwkowej. Było mokro, widocznie niedawno padał deszcz i właśnie dlatego w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach... Zapach lasu. Nic dziwnego, na zboczu Góry Kozłowej, tam gdzie kończy się droga, jest już tylko las. A tuż obok, sprytnie wkomponowana w krajobraz, Bacówka "Biały Jeleń". To idealne miejsce dla dzieciaków: świeże powietrze, dużo miejsca do biegania i zabawy, no i mnóstwo atrakcji.

My najpierw wybraliśmy się na rozpoznawczy spacer po okolicy. Okazało się, że wokół bacówki jest tyle ścieżek, przejść i zakamarków, że nasz "krótki" spacer trwał dobrą godzinę. Znaleźliśmy nawet zagrody ze zwierzątkami. Osiołek, owieczki i daniele chętnie podchodziły do ogrodzenia i nie odmawiały poczęstunku suchym chlebem i marchewką. Niedaleko znaleźliśmy stajnię, z czego Julek i Julka ucieszyli się najbardziej - oboje uwielbiają jeździć konno (chociaż może to za dużo powiedziane:)). Na dzieciaki czeka też kameralny, zaciszny plac zabaw z piaskownicą, zjeżdżalnią, huśtawkami i wielką beczką ;) Jest nawet ogromny basen. A tuż obok stoliki, przy których dorośli siedząc sobie z kawką pod parasolami mogą obserwować swoje bawiące się maluchy.

W razie niepogody najmłodsi mają do dyspozycji ciekawie wyposażoną salę zabaw (Julek wolał układać tam klocki i puzzle niż szaleć na huśtawkach :)). Na gości czeka także klimatycznie urządzona restauracja z tarasem i ogromnymi oknami przez które można podziwiać niesamowite widoki. Przygotowano również zadaszone miejsce z grillem na biesiady na świeżym powietrzu. Od poniedziałku do piątku organizowane są specjalne zajęcia dla dzieci. My spędzaliśmy w bacówce jedynie weekend, więc Julek i Julka niestety nie mogli w nich uczestniczyć.


Za to spędzili dwa dni oddychając świeżym, górskim powietrzem i bawiąc się świetnie z nowymi koleżankami i kolegami. I nawet mama mogła w końcu odpocząć, za co serdecznie dziękujemy organizatorowi konkursu - portalowi rodzinny-krakow.pl oraz właścicielom Bacówki "Biały Jeleń", którzy ufundowali nagrodę. 
Na pewno jeszcze tam wrócimy :)
PS. więcej zdjęć tutaj

piątek, 15 lipca 2011

Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce

Oj, trudno w dzisiejszych czasach spotkać prawdziwą ciuchcię z wiersza Tuwima. Taką, co to "stoi i sapie, dyszy i dmucha", a "żar z rozgrzanego jej brzucha bucha" ;). Na szczęście znaleźliśmy takie miejsce, gdzie lokomotyw jest całe mnóstwo - wszystkie odnowione, z błyszczącymi reflektorami, pięknie prezentują się zwiedzającym.
Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce (ok. 2 km od Rabki) powstał na miejscu dawnej parowozowni. Obecnie znajduje się w nim ponad 90 eksponatów - głównie parowozów, lokomotyw spalinowych i elektrycznych. Są też pługi, którymi odśnieżało się kiedyś tory i żurawie kolejowe. Niektóre zabytkowe pociągi są w pełni sprawne, uruchamia się je na specjalne okazje, a nawet wypożycza do filmów (te z Chabówki "grały" np. w "Liście Schindlera" i w "Katyniu").


Julki, początkowo były dość sceptycznie nastawione do zwiedzania skansenu, wystarczyło jednak, że udaliśmy się do kasy, która mieściła się w.... wagonie. Kupiliśmy tam bilety i pocztówki, a miła pani przybiła na nich specjalne, pamiątkowe stemple. Zaraz potem dzieciaki dostały tzw. zadanie bojowe: każde miało odnaleźć w skansenie lokomotywy ze swojej pocztówki :) Dzięki temu udało nam się zobaczyć prawie wszystkie parowozy bez narzekania na bolące nogi :) Widzieliśmy ogromne, przedwojenne lokomotywy parowe i małe ciuchcie, wagony osobowe, bagażowe i towarowe, a nawet te służące do przewozu zwierząt. W skansenie zainscenizowano nawet stację kolejową z ławkami dla pasażerów czekających na odjazd pociągu.


informacje praktyczne i opis eksponatów tutaj

czwartek, 14 lipca 2011

Rabkoland
















Na wyjazd do Rabkolandu Julek i Julka czekali kilka tygodni - był to obiecany już dawno prezent z okazji Dnia Dziecka. W międzyczasie udało nam się kupić 3 karnety w promocyjnych cenach (50% zniżki na grupowych zakupach i akcji Rabkolandu na Facebook'u). Kiedy w piątkowe przedpołudnie dotarliśmy do Rabki świeciło piękne słońce, a Julki już daleka dostrzegły diabelski młyn. Zgodnie z sugestiami znalezionymi na forum internetowym, zaparkowaliśmy auto na bezpłatnym parkingu przed wejściem od strony Rynku. Wstęp do Parku jest bezpłatny, w kasie kupuje się żetony, którymi "płaci się" za poszczególne atrakcje (zazwyczaj 1 żeton za 1 przejazd). Najkorzystniej jest oczywiście od razu kupić karnet na 10 przejazdów. Dla maluchów przygotowano ok. 15 atrakcji, głównie karuzeli. Większość z nich przeznaczona jest dla dzieci od 4 roku życia, dlatego też Julek mógł wsiąść na nie tylko w towarzystwie starszej siostry :).



Na pierwszy ogień poszedł pociąg wodny prosto z Epoki Lodowcowej - w sam raz dla Julusia. Potem, mijając po drodze najdłuższą hulajnogę na świecie, dotarliśmy do ślizgawki, która okazała się ulubioną atrakcją Juli (wracaliśmy na nią jeszcze dwukrotnie :)). Dzieciaki wypróbowały też pociąg Safari, szybki tor samochodowy, dmuchaną chatkę z piernika, karuzelę z postaciami z Księgi Dżungli, latające nad ziemią samoloty, autka jeżdżące wokół Wieży Eiffel'a i stateczki pirackie. Razem odwiedziliśmy Dom Śmiechu z krzywymi lustrami, Pałac Wampirów i Dom do góry nogami (albo raczej "do dołu dachem"). Na koniec Julka wyruszyła w "rejs" pontonem i .... zaczęliśmy drugą turę :). W międzyczasie zrobiliśmy sobie przerwę na odwiedzenie Muzeum Orderu Uśmiechu i troszkę chyba ostatnio zaniedbane Muzeum Rekordów i Osobliwości. Obejrzeliśmy też oryginalną galerię rzeźb z jednej zapałki autorstwa pana Anatola Karonia z Warszawy. 


opis poszczególnych atrakcji i inne informacje na stronie internetowej Rabkolandu, a zdjęcia z naszej wycieczki na Facebook'u :)

niedziela, 19 czerwca 2011

Park Dinozaurów "Dinolandia" w Inwałdzie


Julek - megafan "dinozalłów" już od kilku tygodni lobbował za wyjazdem do jakiegoś dinoparku, zawsze jednak coś stawało na przeszkodzie...
Kiedy więc w leniwe świąteczne popołudnie Julek po raz kolejny zapytał "Jedziemy do palku dinozalłów?", spakowaliśmy się w ciągu 5 minut i już za chwilę jechaliśmy w stronę Krakowa. Pogoda nie była, co prawda, zbyt sprzyjająca, ale postanowiliśmy zaryzykować. Na miejscu okazało się, że są jednak jakieś plusy pochmurnego nieba i lekkiej mżawki.... - park był właściwie pusty. Ominęła nas więc kolejka do kasy i tłumy zwiedzających :). A miła pani w kasie pożyczyła Julkowi prawdziwy dinozaurowy polar :)



Julek na widok swoich ogromnych ulubieńców zaniemówił, najpierw musiał wszystkich po kolei obejrzeć, zadając przy każdym pytanie: "Mama, a ten dinozałl, jak się nazywa?" :) Dopiero po części "oficjalnej" nastąpiła zabawa. Najfajniejsza okazała się sztolnia badawcza (w której wyeksponowano odkryte w 2009 roku podczas robót ziemnych znaleziska) oraz Jaskinia Tajemnic z labiryntem mrocznych korytarzy i kilkoma wyjściami. Julki bawiły się w niej w chowanego, pojawiając się co rusz z innej strony...

Sama ekspozycja dinozaurów nie jest zbyt rozległa, ale dzięki temu Julki dały radę obiec park kilkanaście razy i dokładnie obejrzeć swoje ulubione gady. Największe wrażenie zrobiły na nas stojący na tylnych nogach diplodok oraz największy w parku okaz - mamenchizaur, który od głowy do ogona mierzy aż 22 m. Julkowi bardzo podobał się też stojący na wzgórzu spinozaur, jeden z niewielu dinozaurów, do których można było podejść tak blisko. Oprócz 50 figur dinozaurów w kolekcji znajdują się eksponaty głów, kości i szkieletów prajaszczurów.
Alejki w parku wyłożone są kostką brukową, wokół pełno jest zakamarków, mostków i ścieżek. Jedna z nich prowadzi na plażę, gdzie młodzi paleontolodzy mogą spróbować swych sił w poszukiwaniu kości tyranozaura. Dla dzieci przygotowano cały szereg atrakcji poczynając od dinozaurowego placu zabaw, poprzez park linowy, trampoliny, dmuchane zjeżdżalnie, a kończąc na zorbingu. Na nieco starszych czekają minigolf, petanque i ścianka wspinaczkowa. W zależności od aktualnej oferty poszczególne atrakcje są wliczone w cenę biletu lub płatne osobno. W T-Rextaurant głodni odkrywcy dinozaurów znajdą Brontoburgery i Dinopaki.



W trakcie zwiedzania czekała na nas dodatkowa niespodzianka - za znalezienie czterech ukrytych na terenie parku pisanek można było otrzymać niespodziankę. My musieliśmy znaleźć oczywiście osiem jajek. Udało się! Julki dostały kupony na lody w dinozaurowej restauracji, a do domu wróciły z plakatami Dinolandii i lizakami ;)

więcej informacji tutaj, a więcej zdjęć na profilu Małych Wędrowców na facebook'u

Zamek Ogrodzieniec w Podzamczu


Ten największy zamek Jury, a właściwie pozostałości po nim, znajdują się w miejscowości Podzamcze, kilka kilometrów na wschód od Ogrodzieńca. Widać go już z daleka, ponieważ stoi na najwyższym wzniesieniu Jury - Górze Janowskiego (515,5 m n.p.m.). Kiedyś był potężną twierdzą, potem został przebudowany na renesansową rezydencję, nazywaną nawet "małym Wawelem". Niestety, najazdy Szwedów i pożar tak dotkliwie zniszczyły budowlę, że już nigdy nie udało jej się odbudować. Mimo to, potężne ruiny nadal robią ogromne wrażenie na zwiedzających.

Po dotarciu do Podzamcza, zostawiliśmy auto na jednym z wielu parkingów (opłata 5 zł) i pomaszerowaliśmy na wzgórze. Poszliśmy jednak w przeciwną stronę niż tłum zwiedzających. I bardzo dobrze, bo dzięki temu dotarliśmy do zamku szlakiem prowadzącym przez lasek i między malowniczymi skałkami. Odkryliśmy też biegnącą wokół ruin ścieżkę przyrodniczo-dydaktyczną "Przez skalne miasto Podzamcza". Na jednym z przystanków naszą uwagę zwróciły... Dwie Siostry, czyli skały o nazwach Sfinks i Lalka. Tuż obok natknęliśmy się na Niedźwiedzia :) 
Wędrując w stronę wejścia do zamku Julek i Julka świetnie się bawili wdrapując się na małe skałki i zaglądając w dawne otwory strzelnicze. Po przejściu przez most nad fosą znaleźliśmy się się na okazałym, tętniącym życiem, dziedzińcu. Stoją tu kramy z pamiątkami, można wypróbować dyby i obejrzeć katapultę, stąd też schodzi się do Karczmy Rycerskiej.

Na górne kondygnacje prowadzą wąskie, strome schody (tu trzeba szczególnie uważać na ruchliwe, małe dzieci).  Zwiedzając zamek wysoki przechodzimy przez dawne sypialnie, bibliotekę i dochodzimy do Baszty Kredencerskiej, ze szczytu której rozciąga się niesamowity widok na okolicę. Idąc dalej mijamy Salę Jadalną i docieramy do Wieży Skazańców. To dawne więzienie pozbawione było okien i drzwi, a skazańców spuszczano do środka na linie. Udając się schodami w dół docieramy do zbrojowni, a następnie do Kurzej Stopy - pięciokondygnacyjnego budynku, w którym kiedyś mieściły się kazamaty, strzelnice, komnaty białogłowskie, a nawet sala balowa.


Spacerując po ruinach trafiliśmy też do Muzeum Zamkowego, w którym znajdują się m.in. makiety zamku, fotografie z planu kręconej tu "Zemsty" Andrzeja Wajdy oraz znaleziska archeologiczne. Można tu też własnoręcznie wybić pamiątkową monetę.
W znajdującym się obok zamku Muzeum Tortur poznaliśmy zasadę działania Krzesła Czarownic, Hiszpańskiego Buta i Kołyski Judasza. 
Zamek Ogrodzieniec wciąż tętni życiem. W weekendy organizowane są w nim pokazy rycerskie, plenery rzemieślnicze prezentujące zaginione profesje, spektakle, teatralne, "Wieczór z duchami", czyli nocne zwiedzanie zamku i wiele innych imprez, który dokładne kalendarium można prześledzić na stronie internetowej Zamku.

wtorek, 14 czerwca 2011

Park Miniatur Ogrodzieniec w Podzamczu


Czy można zobaczyć wszystkie zamki Jury Krakowsko-Częstochowskiej w jeden dzień? Można! Nam się udało. Co prawda były sporo mniejsze od oryginałów, ale za to wyglądały tak, jak za czasów swojej świetności. W Parku Miniatur zrekonstruowano bowiem zamki i warownie, z większości których dzisiaj pozostały już tylko ruiny. Kilka z nich widzieliśmy już "na żywo", resztę planujemy zwiedzić w niedalekiej przyszłości :) Niektóre z nich (jak Zamek Tenczyn) zaskoczyły nas swoją wielkością, inne - miejscem usytuowania (np. Zamek Ojców wybudowany na wysokiej, urwistej skarpie na brzegu Prądnika).


Bardzo podobał nam się pałac barokowy w Pilicy. Dzisiaj, niestety, nie można go zwiedzać - jest zaniedbany i zdewastowany.
Julek w każdym zamku szukał zwodzonego mostu i zaglądał przez malutkie okienka, Julka czytała nazwy budowli na tabliczkach, ale sama, bez problemu rozpoznała Zamek w Pieskowej Skale. Zauważyłyśmy też budowany właśnie :) Zamek Królewski na Wawelu. 
W Parku Miniatur można obejrzeć repliki średniowiecznych machin oblężniczych: trebusza (przypominającego ogromną, mechaniczną procę), balisty (rodzaj kuszy na kołach miotającej ogromne kamienie na odległość nawet 400 m) i katapulty, a nawet wieżę oblężniczą, niczym z komiksów o Kajku i Kokoszu :)

Na koniec dzieciaki mogły wyszaleć się do woli na "królewskim" placu zabaw, zjeżdżając na dmuchanej zjeżdżalni i skacząc w dmuchanym zamku. 

Park Miniatur znajduje się w Podzamczu, tuż przy Zamku Ogrodzieniec. Dzieciaki do 4 roku życia nie płacą za wstęp, bilet dla starszych dzieci kosztuje 8 zł, a dla dorosłych - 10 zł (my polecamy skorzystanie ze "złotego" biletu, który kosztuje 20 zł i upoważnia do zwiedzenia: Parku Miniatur, Zamku Ogrodzienieckiego wraz z wystawami oraz Grodu na Górze Birów).
Na terenie obiektu znajduje się małe bistro oraz toalety.

Dodatkowe informacje na stronie internetowej, a więcej zdjęć na naszym profilu facebook'owym.

sobota, 11 czerwca 2011

Targi Książki dla Dzieci w Krakowie


Na I Targi Książek dla Dzieci w Krakowie jechaliśmy pełni entuzjazmu: Julka miała odebrać nagrodę (oczywiście książkową) za rysunek wyróżniony w konkursie portalu czasdzieci.pl "Nowi bohaterowie starych baśni", Julek - największy fan czytania w naszej rodzinie postanowił wybrać coś na wieczorne czytanki, a mama, która ma bzika na punkcie książek dla dzieci chciała po prostu nacieszyć oczy nowościami wydawniczymi. Nie rozczarowaliśmy się...

W hali przy ulicy Centralnej prezentowało się 98 wystawców: większość naszych ulubionych wydawnictw, portale internetowe, firmy produkujące zabawki i gry. Spacerując leniwie między stoiskami zatrzymywaliśmy się co jakiś czas, żeby poczytać książkę, porysować lub pobawić się. Najdłużej dzieciaki "utknęły" w strefie Empiku, gdzie wzięły udział w maratonie sportowym i warsztatach o historii powstawania książki. Na stoisku Zakamarków spotkaliśmy Panią Barbarę Gawryluk, która ozdobiła nasz nowy egzemplarz "Biura detektywistycznego Lassego i Mai" uśmiechniętym autografem. Zaraz obok, w namiocie Egmontu spędziliśmy dobre pół godziny grając w "Skubane kurczaki" i "Pędzące żółwie". Na stoisku portalu czasdzieci.pl Julkowi szczególnie przypadły do gustu premierowe książeczki o Bolku i Lolku. Musiał obejrzeć wszystkie części, zanim mogliśmy ruszyć dalej...


Dzieciakom podobało się do tego stopnia, że w niedzielę musieliśmy tam wrócić :) i znowu spędziliśmy bardzo udane dwie godziny. Niestety, nie zdążyliśmy na warsztaty prowadzone przez Panią Joannę Krzyżanek - autorkę książek o Cecylce Knedelek, ale za to na stoisku Aquarium i Muzeum Przyrodniczego w Krakowie Julki mogły dotknąć prawdziwego węża i wytropić kameleona. Na stoisku "Świerszczyka" zauważyliśmy nawet autorów historyjek o Bajetanie Hopsie, a do domu przywieźliśmy wspaniałe zdobycze i mnóstwo pomysłów na zabawę.

nasze targowe zdobycze :)

wtorek, 7 czerwca 2011

XI Wielka Parada Smoków w Krakowie


Motywem przewodnim tegorocznej Wielkiej Parady Smoków były żywioły, a projekt był realizowany wspólnie z partnerami z Norwegii. Nic więc dziwnego, że oprócz Smoka Wawelskiego można było w Krakowie spotkać smoki lodowe, smoki w wielkich hełmach z rogami czy te płynące łodzią Wikingów. XI Parada Smoków była pierwszą Paradą, na którą zabrałyśmy Julka. Przygotowania do niej trwały kilka dni - zrobiliśmy dla małego rycerza przebranie, żeby nie zanadto wyróżniał się z tłumu ;), przeczytaliśmy legendę o Smoku spod Wawelu i obejrzeliśmy zdjęcia z zeszłorocznej imprezy. 

smok kameleon
Smoczy pochód podziwialiśmy stojąc jak zwykle na ulicy Grodzkiej, u podnóży Zamku. Julek z przejęciem witał każdego nadchodzącego stwora. Razem z Julą zgadywali jak się nazywa i z czego jest zrobiony, a trzeba przyznać, że ich twórcom nie brakowało pomysłów i fantazji. Bo kto by pomyślał, że do wykonania smoka-kameleona można zużyć rolki po ręcznikach i papierze toaletowym... a smok lodowy powstanie z firanek... Smoki błyskały oczami, ryczały, a nawet ziały... bańkami mydlanymi.

Konkurs na najpiękniejszego gada wygrał smok, który przybył do Krakowa prosto z norweskiego lodowca, miał gąbkowy pysk i pięknie błyszczał w słońcu.

Julek ze smokiem zwycięzcą

A wieczorem czekała na nas niesamowita niespodzianka - smocze widowisko plenerowe na zakolu Wisły, tuż przy Moście Dębnickim. Na miejsce dotarliśmy pół godziny przed czasem, a mimo to z trudem znaleźliśmy skrawek trawnika, na którym można było usiąść. Punktualnie o 22.00 przy dźwiękach muzyki i w świetle fajerwerków wypłynęły pierwsze smoki... ogromne i latające. Julek przez pierwszy kwadrans siedział z otwartą buzią i powtarzał tylko "mama, fajne te smoki", Julka też była zachwycona.


Tegoroczne widowisko zostało zainspirowane mitologią nordycką, dlatego towarzyszyła mu charakterystyczna muzyka. Kolorowe światła, kurtyny wodne i sztuczne ognie tworzyły niesamowitą scenerię dla kilkunastometrowych, wznoszących się nad powierzchnią wody stworów. Smoki tańczyły i walczyły ze sobą. Zrobiły na nas ogromne wrażenie, już szykujemy się na przyszłoroczną imprezę :)


W niedzielę rano wybraliśmy się na Bulwary Wiślane na Smoczy Piknik - festyn rodzinny towarzyszący przez cały weekend Paradzie Smoków. Czekało tam na maluchów mnóstwo atrakcji, konkursów, warsztatów i pokazy grup teatralnych. 

Julek z Julką postanowili zdobyć Smoczy Certyfikat i w związku z tym wzięli udział w niecodziennym pięcioboju :) Musieli wcielić się w Złodzieja Smoczych Jaj tocząc slalomem swoją zdobycz, Łowcę Skarbów z wędką i Smoczego Rycerza na specjalnym koniu. W skórze smoka musieli przejść specjalną trasę, a tropiąc smoka pokonać tor przeszkód. Za wykonanie wszystkich zadań czekały na nich symboliczne upominki.


więcej zdjęć na naszej facebook'owej stronie, a dodatkowe informacje na stronie Parady Smoków