Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warszawa. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 lutego 2014

Muzeum dla Dzieci w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie


Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, było sobie muzeum dla dzieci... Takie, po którym nie trzeba chodzić w kapciach i w którym można, a nawet trzeba dotykać eksponatów! Takie, w którym dzieci czują się jak ryby w wodzie i za nic w świecie nie chcą przyjąć do wiadomości, że pora wracać do domu, bo przecież minęło już 5 godzin odkąd zaczęliśmy zwiedzanie...
To nie bajka - Muzeum dla Dzieci istnieje naprawdę!
Znaleźliśmy je w warszawskim Ethnomuzeum przy ul. Kredytowej 1.


A jeśli tuż po wejściu do tej niezwykłej krainy poczujecie nieodpartą ochotę na małe co nieco, to wstąpcie do (znajdującej się obok kasy) klubokawiarni "Biały Konik", gdzie w oczekiwaniu na chrupiące tosty i gorące kakao z pianką na pewno nie będziecie się nudzić :) Wkoło aż roi się od śmiesznych przytulasków, kolorowych pluszaków i pomysłowych czasoumilaczy... My zrobiliśmy sobie nawet mini przedstawienie pacynkowe :)


Po pysznym drugim śniadaniu, pełni energii ruszyliśmy na zwiedzanie. I oto co nas spotkało...

Muzeum dla Dzieci to kilka przestronnych sal z ciekawymi eksponatami, które zostały przez Julków bardzo dokładnie przetestowane :)

Najpierw trafiliśmy do Przebieralni - sali pełnej kostiumów, które można przymierzać do woli. Z przepastnej skrzyni wydobyliśmy np. piękny (ale i ciężki) strój łowicki, w którym Julka wyglądała jak urodzona łowiczanka :)
Julek, jak widać na załączonym obrazku, wolał mniej okazałe przebranie :)


Koniec przebieranek! Czas na zabawę! A jest się tu czym pobawić - na każdej półce ogromnego regału czeka "coś" co choć na chwilę chce się wziąć do ręki i przetestować :) Są tu maski, dziwne instrumenty ludowe i zabawki, którymi bawiły się dzieci kilkadziesiąt lat temu.




Idziemy dalej! Przed nami Sala Opowieści - tu czekały na nas wygodne poduchy, regał pełen ciekawych książek (plus za pozycje ambitnych wydawnictw dla dzieci), a nawet akcesoria do stworzenia własnego teatrzyku cieni. 


Teatrzyk został oczywiście stworzony, a widz oglądający przedstawienie (czyli mama) nagrodził młodych artystów owacjami na stojąco :)

Kolejnym przystankiem jest Sala Domu - tutaj przeglądając kartoniki układanki przypomnimy sobie w jakich domach mieszkają Eskimosi, czy Indianie, poznamy ciekawostki na temat obyczajów mieszkaniowych innych kultur, a nawet wypróbujemy zabawki, którymi dawno, dawno temu bawiły się dzieci. Niewątpliwie największą atrakcją sali są dwie wysokie palmy oraz ogromne klocki, z których można zbudować na przykład.... dom.



Za następnymi drzwiami znaleźliśmy Salę Książki
Dlaczego w Chinach zamiast liter używa się dziwnych znaczków? Jak działa maszyna do pisania? W jaki sposób czytają osoby niewidome? Jak wyglądały książki w dawnym Egipcie?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań Julek i Julka znaleźli właśnie tutaj. A nad głowami wirowały nam literki...



W ostatniej z sal najważniejsze miejsce zajmuje drzewo będące Wielką Księgą Praw Dziecka. Każde z dzieci może do niego przyczepić listek-karteczkę ze swoim własnym prawem do...

Zwiedzając muzeum trafiliśmy też na warsztaty dla najmłodszych, które organizowane są tam kilka razy w miesiącu (harmonogram zajęć można znaleźć na stronie muzeum - TUTAJ). Julki uczestniczyły w ponad dwugodzinnej zabawie z książką "Kroniki Archeo. Skarb Altantów." Razem z innymi dziećmi projektowały Atlantydę, szukały wyjścia z labiryntu Minotaura i budowały rydwan dla Posejdona.




Spędziliśmy w Muzeum całe sobotnie popołudnie i świetnie się bawiliśmy. Na pewno zajrzymy tam znowu przy okazji naszej następnej wycieczki do Warszawy.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Lekcja historii na żywo, czyli nasz historyczno-patriotyczny tydzień


Naszą lekcję historii „na żywo” zaczęliśmy od Westerplatte – symbolicznego miejsca, gdzie rozpoczęła się II wojna światowa.  Dzisiaj na tym gdańskim półwyspie można zwiedzać Wartownię nr 1 (kluczowy punkt obrony podczas walk) -  budynek, który, mimo potężnego ostrzału, pozostał właściwie nienaruszony. Jego wnętrze odtworzono, tak, by wyglądało jak we wrześniu 1939 r. Obecnie znajduje się w nim muzeum. Pozostałe budynki zostały mniej lub bardziej zniszczone, ale wciąż można zobaczyć pozostałości po nich. Na Westerplatte znajduje się też wystawa zdjęć przedstawiających historię tego półwyspu. Koniecznie trzeba odwiedzić Cmentarz Obrońców Westerplatte, na którym spoczywa 15 dzielnych obrońców poległych w czasie walk oraz prochy mjr Henryka Sucharskiego.


Na Westerplatte można dojechać samochodem (jest parking), autobusami komunikacji miejskiej lub… statkiem. My wybraliśmy tę ostatnią opcję i to w dodatku full wypas, bo i statek nie byle jaki, ale piracki galeon „Czarna Perła”. Julek – pełnia szczęścia – od razu zajął miejsce przy armacie i całe 35 minut (bo tyle płynęliśmy w jedną stronę) bawił się w pirata :)


Po godzinie zwiedzania w drogę powrotną do portu w Gdańsku zabrał nas galeon „Lew”. I tym razem to Julka była kapitanem :)


Kolejne miejsce odwiedziliśmy wracając do domu – żeby poczuć ducha historii musieliśmy cofnąć się w czasie o ponad 600 lat do roku 1410… 

Bitwa pod Grunwaldem była jedną z największych w średniowieczu, brało w niej udział 20 tysięcy Krzyżaków i 30 tysięcy rycerzy po stronie polsko-litwskiej. Trwała ok. 6 godzin. Dzisiaj na polach grunwaldzkich stoi pomnik upamiętniający wielkie zwycięstwo Polaków i Litwinów oraz Muzeum pełne średniowiecznych eksponatów. Żeby zwiedzić cały kompleks potrzeba min. 1,5 godziny. Niestety, nie mieliśmy aż tyle czasu, ale na pewno zatrzymamy się tam na dłużej następnym razem...


Do Warszawy dotarliśmy (jakby mogło być inaczej :) 1 sierpnia ok. godz. 15-tej. Po drodze oczywiście mama zapodała dzieciom pogadankę na temat Powstania Warszawskiego, żeby wiedziały dlaczego o godz. 17.00 w całym mieście zaczynają wyć syreny...
A syreny rzeczywiście wyły, dzwony biły, klaksony trąbiły, całe miasto zatrzymało się na minutę - wrażenie niesamowite...
Odwiedziliśmy Pomnik Małego Powstańca, pospacerowaliśmy po Placu Zamkowym i Starym Mieście, wszędzie panował klimat "powstańczy" - co rusz spotykaliśmy grupki osób śpiewających zakazane piosenki lub inscenizujących scenki sprzed 69 lat... Taka lekcja historii nie zdarza się zbyt często...


Ostatnim punktem naszej wycieczki był Milusin, czyli dworek w Sulejówku pod Warszawą, gdzie przez kilka lat mieszkał Józef Piłsudski z rodziną. Trafiliśmy tam tropiąc duchy... czyli rozwiązując zadania dla Muzealnych Łapiduchów (to już ostatnie miejsce, które musieliśmy odwiedzić, żeby zebrać komplet pieczątek na naszej karcie - podczas poprzedniej wizyty w Warszawie "zaliczyliśmy" Wilanów i Łazienki). 


Milusin to bardzo urocze miejsce położone w zacisznym parku (chociaż może Piłsudski wolałby, żeby nazywać go "laskiem") - wydaje się, że czas się tu zatrzymał... wokół ławeczek brzęczą pszczoły, pod nogami kręcą się mrówki, z drzew dochodzi śpiew ptaków, a przed drzwiami leży owczarek niemiecki - taki sam jak Dorek Piłsudskiego.
Wewnątrz niewiele jest pamiątek, można za to obejrzeć stare zdjęcia i filmy pełne wspomnień żony i córki Marszałka. 


W zwiedzaniu "pomagał" nam "Przewodnik po Polsce dla dzieci Kropka pe el". W książce zawarto opisy 55 największych atrakcji naszego kraju, towarzyszą im ciekawe, kolorowe ilustracje. Przewodnik pełen jest ciekawostek, legend i faktów historycznych, ale podanych w sposób jak najbardziej przystępny nawet dla tych całkiem małych wędrowców. Polecamy bardzo :)

Więcej zdjęć z naszej wycieczki można zobaczyć na Facebook'owym profilu Małych Wędrowców.
przydatne linki:

sobota, 22 czerwca 2013

Muzealne Łapiduchy, czyli co robiliśmy w Wilanowie


Długi weekend majowo-czerwcowy spędziliśmy w Warszawie. Dla Julków wyjazd do stolicy to nie tylko świetna zabawa, ale też trochę marudzenia mamy, która (prawie siłą) ciągnie ich pod Grób Nieznanego Żołnierza czy do pomnika Chopina w Łazienkach :), podczas gdy oni woleliby ten czas spędzić na placu zabaw czy w innym hulaparku... 

Do wycieczki do Wilanowa przygotowaliśmy się już w domu, śledząc zaginioną wydrę Króla Jana III Sobieskiego w książkowej grze Doroty Sidor "Gdzie jest wydra". Historia o dzieciach króla szukających zwierzaka bardzo się Julkom podobała, a przy okazji świetnej zabawy dowiedziały się co nieco o mieszkańcach pałacu, ich zwyczajach i codziennym życiu.

Mimo to, pomysł o wycieczce do Wilanowa nie został przyjęty szczególnie entuzjastycznie, dlatego nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam, kiedy znalazłam w internecie informację o Muzealnych Łapiduchach. Tutaj jest link, a w skrócie wygląda to tak:
W trzech Muzeach (w Pałacu w Wilanowie, w Łazienkach Królewskich i w Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku) można pobrać bezpłatnie specjalną kartę z zadaniami. Wykonując je odkrywamy sekretny kod. Następnie wystarczy odnaleźć Skrzynię Sekretnej Pieczęci i otworzyć kłódkę za pomocą Tajemnego Kodu. W środku znajduje się... no tak, pieczątka, którą należy przybić na naszej karcie z zadaniami. Po zebraniu trzech różnych pieczęci, kartę zostawia się w którymś z muzeów lub wysyła pocztą na adres Łazienek Królewskich. Wszyscy, którzy zdążą do 19 września, zostaną zaproszeni na Wielkie Dni Muzealnych Łapiduchów 28 i 29 września w Łazienkach Królewskich!
Mapy, skarby, zadania - to jest właśnie to, co moje dzieci lubią najbardziej! Pojechaliśmy więc do Wilanowa szukać duchów. Trafiliśmy przy okazji na festyn z okazji Dnia Dziecka, więc wszyscy byli zadowoleni :)


Rezydencja Królewska w Wilanowie już na zdjęciach wygląda imponująco, a na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Do tego niesamowite, wypielęgnowane ogrody, park pełen zakamarków, Jezioro Wilanowskie, po którym można popływać łódką, oranżeria i dodatkowe atrakcje (o których trochę później) - dla mnie to idealne miejsce na rodzinny spacer.


Tym razem to Julka była bardziej zainteresowana mapą z zadaniami i szukaniem Skrzyni Sekretnej Pieczęci. Julek wolał przemieszczać się swoimi ścieżkami obserwując ptaki, śledząc mrówki i wypatrując pasikoników.


A zadania wcale nie były takie proste - przede wszystkim wymagały dotarcia w najdalsze zakątki parku, trzeba było uważnie patrzeć, dobrze liczyć i logicznie myśleć. Razem z Julą szukałyśmy najstarszego drzewa w parku, liczyłyśmy putta (przy okazji dowiedziałyśmy się, że putto to element dekoracyjny w postaci nagiego, uskrzydlonego chłopca) na zegarze słonecznym i sprawdzałyśmy w którym roku była największa powódź w Wilanowie.


Na koniec znalazłyśmy skrzynię, Jula otworzyła kłódkę i ...


 ... przybiła pierwszą pieczątkę.
Zadanie zaliczone!

Wracając na parking Julka zainteresowała się namiotem rozłożonym tuż przed wejściem do parku. Pod nim, przy specjalnych pulpitach siedziały dzieci, a wśród nich kręcili się dorośli w strojach z czasów Króla Sobieskiego. Okazało się, że jest to miejsce, gdzie można nauczyć się kaligrafii, czyli sztuki starannego pisania. Julka sama spróbowała jak pisze się piórem, które co chwilę trzeba moczyć w atramencie, kaligrafowała literki z zawijaskami, ale najbardziej podobało jej się rysowanie piórkiem po śladzie - przez prawie godzinę z wielką cierpliwością tworzyła rysunek gryfa.


a oto gotowe dzieło, tadam!


Na zwiedzanie Pałacu, niestety, brakło nam czasu, ale przynajmniej będziemy mieć pretekst, żeby przyjechać tu jeszcze raz :)

przydatne linki:

niedziela, 9 czerwca 2013

Gdzie w Warszawie mieszkają dinozaury, czyli Muzeum Ewolucji Instytutu Paleobiologii PAN


Wycieczka bez dinozaurów się nie liczy. Przynajmniej tak twierdzi Julek. 
Ostatni długi weekend spędzaliśmy w Warszawie... Na szczęście okazało się, że i tu można spotkać dinozaury. Mieszkają w Pałacu Kultury i Nauki, w niewielkim Muzeum Ewolucji (wejście od strony ul. Świętokrzyskiej, przez Pałac Młodzieży).
W kilku salach zgromadzono naprawdę sporo ciekawych eksponatów. Są ogromne szkielety, szczątki dinozaurów znalezione w Polsce i rekonstrukcje prajaszczurów, a nawet gniazdo ze skamieniałymi jajami tych wielkich gadów z Pustyni Gobi 


Najbardziej podobały nam się wielkie szkielety: roślinożernej opistocelikaudi(chyba tylko Julek potrafi to wymówić :)) i krwiożerczego kuzyna T-rexa - tarbozaura.



Oprócz tego Julek musiał dokładnie obejrzeć rekonstrukcję słynnego australopiteka Lucy (ciut więcej o Lucy tutaj), gabloty ze skamielinami owadów, roślin i ryb oraz wystawę wypchanych zwierząt z różnych części świata (można z bliska obejrzeć pazury leniwca czy kolce kolczatki). 



Na dodatkowej wystawie pt. "Zabójcy bez winy" przedstawiono najpopularniejsze drapieżniki - były nawet rośliny mięsożerne. Julek był zachwycony ogromnymi modelami owadów, za to obok pelikana przechodził dość szybko i ostrożnie (tutaj można dowiedzieć się dlaczego :)).


Przetestowałam też, co Julek zapamiętał z lekcji dawanych przez dziadka - myśliwego (dzięki nim Julek już w wieku 2,5 roku odróżniał cietrzewia od głuszca i jelenia od sarny). Okazało się, że rozpoznał tropy większości zwierząt. Problem miał tylko z borsukiem, lisem i wydrą. Brawo!



PS. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego na żadnym zdjęciu nie ma Julki. Otóż, po szybkim zwiedzeniu muzeum stwierdziła, że nie jest zainteresowana i czekała na nas przeglądając ulotki... Raczej nie zostanie paleontologiem....

wtorek, 31 maja 2011

Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie



Muzeum Powstania Warszawskiego - poważne, smutne miejsce pełne tragicznych pamiątek - wydawać by się mogło, że nie ma tam nic ciekawego dla maluchów. Nic bardziej mylnego - wizyta w Muzeum zrobiła na Julce ogromne wrażenie i dużo ją nauczyła.
Na zwiedzanie wybraliśmy się w niedzielę (miło zaskoczył nas darmowy wstęp) i tuż za wejściem znaleźliśmy Salę Małego Powstańca - miejsce stworzone specjalnie z myślą o najmłodszych odwiedzających. 

Już od progu wita ich chłopiec w za dużym hełmie (bezbłędnie rozpoznany przez Julków Pomnik Małego Powstańca). Pełno tutaj dziecięcych eksponatów - starych zabawek, modeli samolotów, książek i gier (można się nimi oczywiście pobawić). Na ścianie namalowany dziecięcą rączką komiks o Powstaniu, w kąciku zainscenizowana harcerska poczta polowa z prawdziwymi pieczątkami. Rodzice mogą tutaj nawet zostawić dzieciaki pod opieką instruktorów, a sami ruszyć na zwiedzanie wystawy. My, całkiem przypadkiem trafiliśmy na lekcję muzealną (odbywają się w weekendy, w samo południe), na której miła pani w bardzo przystępny sposób opowiedziała dzieciom czym była wojna, okupacja i jak przebiegało Powstanie Warszawskie. Julka słuchała jej z naprawdę dużym zainteresowaniem. Na koniec każde dziecko otrzymało zestaw pytań, na które miało odpowiedzieć podczas oglądania ekspozycji. Dla wytrwałych przewidziano nawet nagrody :)


Trzeba przyznać, że niepozorna karteczka z pytaniami okazała się strzałem w dziesiątkę. Dzięki niej zwiedzanie zamieniło się w prawdziwą przygodę w Muzeum ;). Julka liczyła orzełki, sprawdzała, ile wejść ma bunkier, słuchała, co "mówi" ogromny monument, szukała rysunku namalowanego na Liberatorze, sama nawet przeczytała nazwę kina i narysowała symbol Polski Walczącej. Za prawidłowe rozwiązanie wszystkich zadań otrzymała nagrodę - przypinkę w kształcie powstańczej kotwicy, którą na drugi dzień dumnie zaniosła do szkoły ;).


Okazało się, że nawet tak "dorosłe" Muzeum może zainteresować sześciolatka, pod warunkiem, że plan zwiedzania zostanie dostosowany do jego wieku. Szkoda, że Muzeum nie ma w swojej ofercie przewodnika dla dzieci... Pozostaje wierzyć, że wkrótce się to zmieni, a wtedy na pewno wybierzemy się tam kolejny raz. 

Pomnik Małego Powstańca w Warszawie


O Pomniku Małego Powstańca opowiadałam Julce przed naszym wyjazdem do Warszawy. Wytłumaczyłam jej czym było Powstanie i dlaczego chłopczyk z pomnika ma za duże buty i hełm, w ręce trzyma karabin. Jula bardzo chciała go zobaczyć... Udało nam się to przy okazji wyprawy na Plac Zamkowy. Ten, jeden z najmniejszych pomników można znaleźć w fosie pod murami obronnymi wokół Starego Miasta. Stoi tam od 1983 roku. Upamiętnia dzieci, które walczyły i zginęły w Powstaniu Warszawskim.

poniedziałek, 30 maja 2011

Pałac Kultury i Nauki


Pałac Kultury i Nauki zrobił na dzieciakach ogromne wrażenie, tym bardziej, że wyrastał przed nami znienacka, za każdym razem, kiedy wychodziliśmy z hotelu.
Na początek postanowiliśmy zwiedzić okolicę i zrobiliśmy sobie spacer dookoła budynku. Naszymi przewodnikami była rodzina Ciumków (bohaterowie książki  "Warszawa. Spacery z Ciumkami"), dzięki którym przypomnieliśmy sobie legendę o Warsie i Sawie, dowiedzieliśmy się gdzie jest koniec ulicy Złotej i skąd wzięło się powiedzenie "ruch jak na Marszałkowskiej" ;)

Pałac Kultury jest oczywiście najwyższym budynkiem w Warszawie (ma 231 m wysokości, 42 pietra i ponad 3200 pomieszczeń); został wybudowany w 1955 roku i mieszczą się w nim nie tylko biura, urzędy i sale konferencyjne, ale też m.in. Muzeum Techniki, Muzeum Ewolucji, Teatr Lalka, Kinoplex i Pałac Młodzieży. W PKiN organizowane są wystawy, targi oraz festiwale.
My, spacerując wokół wieżowca, zauważyliśmy stojącą przez wejściem do Muzeum Techniki niezwykłą rzeźbę - syrenkę wykonaną z zepsutych i zużytych sprzętów. Dzieciaki miały sporą frajdę zgadując, z czego jest zrobiona.

Następnego dnia postanowiliśmy obejrzeć Warszawę z góry. Na XXX piętro PKiN wyjechaliśmy oczywiście windą (bilety: 20/15 zł, dzieci do 3 roku życia bezpłatnie). 
A co zobaczyliśmy z góry? Malutkie samochodziki na skrzyżowaniu Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi, malutkich ludzi na Placu Defilad, nawet nasze małe autko stojące na parkingu przed hotelem :) Julka bez problemu wypatrzyła Wisłę, Stadion Narodowy i czerwone dachy Starego Miasta. 
Na górze są lornetki (na monety 2-złotowe), sklepik z pamiątkami, kawiarnia i toalety.

środa, 25 maja 2011

Centrum Nauki Kopernik w Warszawie: Galeria Bzzz!


Do Centrum Nauki Kopernik dotarliśmy w piątkowe przedpołudnie. Wewnątrz była już spora kolejka do kas. Dzieciaki nie nudziły się jednak czekając na wejście - miłe animatorki zabawiały je eksperymentami. Nauczyły nawet Julkę gwizdać przez specjalnie przyciętą słomkę ;)
Kupując bilety należy poprosić o specjalne wejściówki do części dla maluchów, gdyż jednorazowo może przebywać w niej określona liczba osób. Wejścia odbywają się co 70 minut. W Galerii Bzzz! mogą bawić się dzieci w wieku od 2 do 6 lat (starsze dziecko może wejść tylko, jeśli przyszło z opiekunem młodszego). Wejście do magicznego świata jest tuż za kasami, Julek i Julka wbiegają tam przejęci i już za chwilę bawią się poduchami w kształcie kaktusów... a może to nie były kaktusy....

Idąc dalej trafiamy na... koncert na łące - Julek pociąga za zwisające z góry sznurki, słyszymy szum wiatru, spadające krople deszczu, a nawet bzyczenie komara... Julka szybko biegnie dalej, by już za chwilę pobawić się w detektywa - za pomocą specjalnej lupy szuka ukrytych na ciemnej tablicy mieszkańców łąk i lasów. 
Kiedy dzieciaki układają drzewo z miękkich klocków, przed nimi, na ekranie wyrasta multimedialna roślina...

Na środku sali znajduje się platforma, wbiegając na nią i trzymając ręce na specjalnie wyprofilowanych poręczach, można przez chwilę poczuć się jak wzbijający się do lotu ptak. Na górze czeka na nas układanka z kolorowych, małych i dużych kół zębatych. Julki wspólnymi siłami uruchamiają w końcu kręcący się mechanizm, ptaki na suficie zaczynają machać skrzydłami...
Maluchy zaglądają też przez peryskop, w którym widać...stojąca pod nimi mamę :)

Dzieciaki wracają na dół zjeżdżalnią. Tutaj Julek zatrzymuje się przy tablicy ze zdjęciami ptaków, po naciśnięciu odpowiedniego guzika słychać stukanie dzięcioła, kukanie kukułki, ćwierkot wróbelka, skrzeczenie sroki... Julka za to nie może się oderwać od eksperymentów wodnych - bawi się wirem, robi tor przeszkód dla piłek, odkręca kraniki, kręci śrubą Archimedesa (dobrze, że wzięliśmy ubrania na zmianę :)).
W międzyczasie Julek znalazł sobie nowe zajęcie - układa ogromny plaster miodu. W nagrodę może obejrzeć rysunkowy film, o tym jak powstaje miód, a nawet powąchać jak pachnie :)

Ciekawym pomysłem są tez ustawione na wysokości dziecięcego wzroku niezwykłe lornetki, przez które można zobaczyć świat oczami psa, węża czy mrówki. 
Na specjalnym przyrządzie uczymy się razem z Julką określać wiek drzewa, razem z Julkiem sprawdzamy jaki zapach mają fiołki, drzewa iglaste, a nawet lis i jeleń... Na koniec na specjalnej tablicy pełnej malutkich kołeczków zostawiamy odciski naszych dłoni...


Przy wejściu do galerii Bzzz! znajduje się ekran, służący do zalogowania się przy pomocy karty - biletu wstępu (trzeba podać adres mailowy). Dzięki temu, po przyłożeniu karty do specjalnych czytników możemy zapisać filmy, zdjęcia czy efekty naszych eksperymentów w CNK. Później po zalogowaniu się na specjalną stronę, można ściągnąć pliki na domowy komputer.