Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, było sobie muzeum dla dzieci... Takie, po którym nie trzeba chodzić w kapciach i w którym można, a nawet trzeba dotykać eksponatów! Takie, w którym dzieci czują się jak ryby w wodzie i za nic w świecie nie chcą przyjąć do wiadomości, że pora wracać do domu, bo przecież minęło już 5 godzin odkąd zaczęliśmy zwiedzanie...
To nie bajka - Muzeum dla Dzieci istnieje naprawdę!
Znaleźliśmy je w warszawskim Ethnomuzeum przy ul. Kredytowej 1.
A jeśli tuż po wejściu do tej niezwykłej krainy poczujecie nieodpartą ochotę na małe co nieco, to wstąpcie do (znajdującej się obok kasy) klubokawiarni "Biały Konik", gdzie w oczekiwaniu na chrupiące tosty i gorące kakao z pianką na pewno nie będziecie się nudzić :) Wkoło aż roi się od śmiesznych przytulasków, kolorowych pluszaków i pomysłowych czasoumilaczy... My zrobiliśmy sobie nawet mini przedstawienie pacynkowe :)
Po pysznym drugim śniadaniu, pełni energii ruszyliśmy na zwiedzanie. I oto co nas spotkało...
Muzeum dla Dzieci to kilka przestronnych sal z ciekawymi eksponatami, które zostały przez Julków bardzo dokładnie przetestowane :)
Najpierw trafiliśmy do Przebieralni - sali pełnej kostiumów, które można przymierzać do woli. Z przepastnej skrzyni wydobyliśmy np. piękny (ale i ciężki) strój łowicki, w którym Julka wyglądała jak urodzona łowiczanka :)
Julek, jak widać na załączonym obrazku, wolał mniej okazałe przebranie :)
Koniec przebieranek! Czas na zabawę! A jest się tu czym pobawić - na każdej półce ogromnego regału czeka "coś" co choć na chwilę chce się wziąć do ręki i przetestować :) Są tu maski, dziwne instrumenty ludowe i zabawki, którymi bawiły się dzieci kilkadziesiąt lat temu.
Idziemy dalej! Przed nami Sala Opowieści - tu czekały na nas wygodne poduchy, regał pełen ciekawych książek (plus za pozycje ambitnych wydawnictw dla dzieci), a nawet akcesoria do stworzenia własnego teatrzyku cieni.
Teatrzyk został oczywiście stworzony, a widz oglądający przedstawienie (czyli mama) nagrodził młodych artystów owacjami na stojąco :)
Kolejnym przystankiem jest Sala Domu - tutaj przeglądając kartoniki układanki przypomnimy sobie w jakich domach mieszkają Eskimosi, czy Indianie, poznamy ciekawostki na temat obyczajów mieszkaniowych innych kultur, a nawet wypróbujemy zabawki, którymi dawno, dawno temu bawiły się dzieci. Niewątpliwie największą atrakcją sali są dwie wysokie palmy oraz ogromne klocki, z których można zbudować na przykład.... dom.
Za następnymi drzwiami znaleźliśmy Salę Książki.
Dlaczego w Chinach zamiast liter używa się dziwnych znaczków? Jak działa maszyna do pisania? W jaki sposób czytają osoby niewidome? Jak wyglądały książki w dawnym Egipcie?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań Julek i Julka znaleźli właśnie tutaj. A nad głowami wirowały nam literki...
W ostatniej z sal najważniejsze miejsce zajmuje drzewo będące Wielką Księgą Praw Dziecka. Każde z dzieci może do niego przyczepić listek-karteczkę ze swoim własnym prawem do...
Zwiedzając muzeum trafiliśmy też na warsztaty dla najmłodszych, które organizowane są tam kilka razy w miesiącu (harmonogram zajęć można znaleźć na stronie muzeum - TUTAJ). Julki uczestniczyły w ponad dwugodzinnej zabawie z książką "Kroniki Archeo. Skarb Altantów." Razem z innymi dziećmi projektowały Atlantydę, szukały wyjścia z labiryntu Minotaura i budowały rydwan dla Posejdona.
Spędziliśmy w Muzeum całe sobotnie popołudnie i świetnie się bawiliśmy. Na pewno zajrzymy tam znowu przy okazji naszej następnej wycieczki do Warszawy.
Lekcja historii i przy okazji świetna zabawa, super. Jeśli kiedyś zawitamy do Warszawy to będziemy bardzo Was prosić o polecenie innych równie fajnych miejsc ;)
OdpowiedzUsuńOj, mnóstwo jest takich fajnych miejsc w Warszawie. Chętnie się podzielimy pomysłami na zwiedzanie. Nasza lista "do zobaczenia" jest bardzo długa, a i tak za każdym razem jak jedziemy do stolicy, żelaznym punktem wycieczki są Łazienki :)
OdpowiedzUsuń