niedziela, 24 czerwca 2012

Przepis na dobrą zabawę w pięciu smakach, czyli nasza wycieczka do Disneylandu, część II


Kiedy 20 lat temu byłam z rodzicami w Disneylandzie, zdążyliśmy obejść cały park w jeden dzień i "zaliczyć" wszystkie karuzele i rollercoastery (niektóre nawet po kilka razy). Teraz byłoby to niemożliwe - jest więcej atrakcji, więcej odwiedzających, dłuższe kolejki, a przede wszystkim - parki są dwa! Tuż obok dobrze znanego królestwa Myszki Miki wyrósł Walt Disney Studios Park - dalszy ciąg zabawy, tym razem z bohaterami nowszych produkcji Disneya.

Disneyland Park podzielony jest na 5 krain - każda z nich to zupełnie inny świat.
Main Street znajdująca się zaraz za wejściem, to po prostu replika amerykańskiego miasteczka z początku XX wieku. Są tam sklepy z pamiątkami i restauracje. To tam swą stację ma kolejka parowa, która zabierze nas w podróż dookoła parku, tam można rozpocząć przejażdżkę stylowym tramwajem konnym. Przy Main Street odbywają się też słynne parady bohaterów kreskówek. 

Idąc główną ulicą, dochodzimy co centralnego punktu parku - Zamku Królewny Śnieżki, w podziemiach którego czai się... smok. Obok zamku znajdują się wejścia do czterech pozostałych krain.
Ukochany przez maluchy Fantasyland to kraina Piotrusia Pana, Alicji i Słonika Dumbo. Bajkowe domki, pięknie wypielęgnowane klomby (z drzewkami i żywopłotami w różnych kształtach), fontanny, kolorowe figurki postaci z różnych bajek, a przede wszystkim atrakcje w sam raz dla najmłodszych -  to wszystko czeka na nas w tej własnie krainie. 

zachwycające, starannie wypielęgnowane klomby
My na początek udaliśmy się na przejażdżkę łódeczką - "it's a small world" pamiętałam jeszcze z naszej wycieczki, sprzed 20 lat. Przy dźwiękach wpadającej w ucho, wesołej piosenki, płyniemy małą łódką przez bajkowy świat, wokół nas tańczą laleczki z różnych zakątków świata, jest cudownie kolorowo. Równie bajkowa jest fasada budynku, w którym mieści się small world, a dodatkowo co 15 minut na wieży zegarowej można obejrzeć paradę małych, drewnianych ludzików. Julek był zachwycony, po powrocie do domu stwierdził, że to była jego ulubiona atrakcja. Tutaj można zobaczyć filmik z przejażdżki.

lokalny akcent w "it's a small world"
W następnej kolejności odwiedziliśmy: kultową chyba już atrakcję, czyli wirujące Filiżanki Szalonego Kapelusznika, latające słoniki Dumbo, świat Pinokia i cudowną krainę Piotrusia Pana, do której najlepiej udać się tuż po otwarciu parku (jest to jedna z najbardziej obleganych atrakcji). 

Franio nie potrzebował nawet zmniejszającego ciasteczka
Dużą frajdą, nie tylko dla dzieciaków, była wędrówka po Zwariowanym Labiryncie Alicji z Krainy Czarów - spotkaliśmy wszystkie znajome dziwolągi, ze znikającym kotem i Białym Królikiem na czele, a nagrodą była wizyta w zamku Królowej Kier. Na szczęście nie było jej w domu, więc nikt nie kazał "skrócić nas o głowę" :)
Najmłodszym polecamy też atrakcję o nazwie "Le Pays des Contes de Fées", czyli bajkowy rejs łódką wśród miniaturowych scenografii z klasycznych baśni oraz przejażdżkę małym, cyrkowym pociągiem (obydwie atrakcje są obok siebie, tuż za Zamkiem Śnieżki). 


Zamek Czarnoksiężnika z Krainy Oz
Kolejną krainą, do której się udaliśmy był Adventureland - Kraina Przygód, w której prym wiodą korsarze. Na początek trafiliśmy do świata Piratów z Karaibów - i oto wypływamy nocą z sennego portu na niebezpieczne wody, w oddali słychać wesoły śpiew "  Yo ho, yo ho, a pirate's life for me". Nasi piraci nie są jednak zbyt groźni i bez szwanku udaje nam się przepłynąć dalej... ale co to? błyska się... no tak, trafiliśmy na sztorm na pełnym morzu... a tuż obok trwa właśnie atak piratów na jakiś statek... 

wchodzimy do świata piratów
Mało kto chyba wie, że to właśnie ta atrakcja Disneylandu (pomysłu samego Walta Disneya) była inspiracją do nakręcenia serii filmów o Piratach z Karaibów, to stąd pochodzą Jack Sparrow, Davy Jones i Czarna Perła. My mieliśmy nawet szczęście spotkać osobiście charyzmatycznego kapitana :)


jak zwykle czarujący... Kapitan Jack Sparrow
To jeszcze nie koniec atrakcji - niedaleko zacumował swój okręt Kapitan Hook, jest też piracki plac zabaw. Przez chwiejący się most z beczek z rumem przechodzimy na Wyspę Przygód, gdzie w jaskiniowym labiryncie odkrywamy skarbiec Davy Jonesa ;)

statek Kapitana Hook'a
Adventureland to nie tylko piraci - na odważnych czeka niesamowity rollercoaster Indiany Jonesa, z pętlą 360 stopni. Ze względu na ograniczenia dla dzieci (min. 1,40 cm) tę atrakcję zostawiliśmy sobie na kolejną wizytę w parku :)


Za to chętnie wspięliśmy się na drzewo Robinsona - nie było to trudne - na sam wierzchołek prowadzi 176 schodów - przy okazji można podpatrzeć jak zbudować całkiem wypasiony domek na drzewie :)

Docieramy także do Agrabahu - w Pasażu Aladyna oglądamy miniaturowe scenki z bajki o czarodziejskiej lampie. Z arabskiego miasteczka wchodzimy wprost do dżungli, nad naszymi głowami zwisa wąż, a wąska ścieżka między lianami prowadzi nas do małej osady, w której akurat zatrzymali się też nasi starzy znajomi - Baloo i Rafiki. 


misiowi tak spodobał się nasz Franuś, że nie chciał nam go oddać :)
Kolejna kraina Frontierland to miasteczko prosto z westernu - jest tu saloon i strzelnica. Tuż obok restauracja prosto z Nowego Orleanu, jest nawet prawdziwy parowiec, którym można popłynąć w rejs dookoła krainy. Większość atrakcji przeznaczonych jest jednak dla nieco starszych poszukiwaczy przygód - nasze dzieciaki nie były chętne na przejażdżkę Big Thunder Mountain - szybko mknącą wśród skał kolejką (chociaż tu akurat mogłyby wejść - ograniczenie wzrostu wynosiło 1,02 cm), nie chciały też sprawdzić co czyha w nawiedzonym domu (Phantom Manor). 

Big Thunder Montain
Dlatego też szybko udaliśmy się do kolejnej części parku - na koniec zostawiliśmy sobie Discoveryland - świat przyszłości, technologii i odkryć. Na sam początek trafiliśmy do Królestwa Buzz'a Astrala (wtajemniczeni wiedzą kto to, niewtajemniczonych zachęcam do obejrzenia "Toy Story") - jadąc w wirujących rakietach i strzelając laserami do neonowych kosmitów wszyscy bawiliśmy się jak dzieci. Julce tak się podobało, że następnego dnia wróciła tam znów, a Franuś przy najbliższej wizycie w sklepie "zakupił" strzelającą wyrzutnię Buzz'a :)


A to Orbitron - tak podobno wyobrażano sobie rakiety kosmiczne pod koniec XIX wieku :) Wsiedliśmy do jednej z nich i.... w górę! Disneyland widziany z lotu ptaka jest naprawdę cudny, nawet mimo wiszących nad nim burzowych chmur. 


I choć deszczowa pogoda towarzyszyła nam praktycznie cały czas, to bawiliśmy się świetnie, a widok tęczy nad Disneylandem jest naprawdę niesamowity :)


Nie udało nam się, niestety, zobaczyć wszystkiego - niektóre atrakcje były akurat zamknięte, do innych wciąż wiły się długie kolejki - zbyt długie, żeby czekać w nich z trójką maluchów, na niektóre nasze dzieci były po prostu za małe (nudziłyby się zapewne na filmie z Michaelem Jacksonem).  
Za jakiś czas pewnie tam wrócimy - mam nadzieję, że szybciej niż za kolejne 20 lat :)

PS. W następnej części - Walt Disney Studios

1 komentarz:

  1. Wszystko super, tylko KOGO NA TO STAĆ !!!!!!!!!!! MAŁO KOGO.

    OdpowiedzUsuń