niedziela, 18 stycznia 2015

OGRÓD ZOOLOGICZNY W BUDAPESZCIE

Ogród zoologiczny w Budapeszcie wcale nie jest największy na świecie... nie jest nawet największy w Europie... chociaż takie odnieśliśmy wrażenie, kiedy po zamknięciu bram (ledwo) szliśmy na stację metra. Spędziliśmy w zoo 7 godzin i na pewno nie wszędzie dotarliśmy i nie wszystko widzieliśmy...


Ale zacznijmy od początku...
Do zoo najlepiej dostać się komunikacją miejską - my podjechaliśmy żółtą linią metra. Wysiedliśmy się na stacji Hősök tere i stamtąd po kilkunastominutowym spacerze (z przystankiem na podziwianie Placu Bohaterów) dotarliśmy przed charakterystyczne bramy z kamiennymi słoniami. 
Ogród zoologiczny jest czynny od godziny 9.00, zamykany różnie - w zależności od pory roku i dnia tygodnia (do sprawdzenia TUTAJ). 
Przy wejściu otrzymaliśmy mapę, którą od razu przejął Julek :)
I od razu zadecydował, że najpierw idziemy do Motylarni...
Ale po drodze czekał nas jeszcze spacer przez piękny ogród japoński.




A w Motylarni było tak...






Julkowi najbardziej podobał się oczywiście niebieski Morpho. Niestety, nie udało nam się go sfotografować.

Kolejny pawilon i coraz bardziej niesamowici mieszkańcy... niektórzy nieprzyzwoicie leniwi...





W zoo wiele zwierząt jest "na wyciągnięcie ręki", tak jak małe emu i kangurki w sektorze australijskim. Maluchy zupełnie nie bały się spacerujących dzieci i dawały się głaskać i karmić zieleniną :)
W tym sektorze po raz pierwszy zobaczyliśmy "na żywo" wombata, który był dość nieśmiały i za nic w świecie nie chciał pozować do zdjęcia.




Całkiem blisko były też niedźwiedzie grizzly - całe szczęście, że za szybą.... 


obserwowaliśmy pingwiny i pływające, i drepczące...



a lemury nawet nie zwróciły na nas uwagi...


goryle i orangutany leniwie huśtały się na linach...



Najbardziej reprezentacyjnym budynkiem w zoo jest chyba słoniarnia. Zbudowana ponad 100 lat temu ( w 1912 r.) zaskakuje różnorodnością i mnogością detali, a jej charakterystyczna turkusowa kopuła jest widoczna z daleka.








Równie ciekawym, choć już bardziej nowoczesnym budynkiem jest pawilon zwierząt sawanny - oprócz spotkania z żyrafami, nosorożcem, antylopami i surykatkami czeka tam na nas wiele ciekawostek, czyli tego, co Julek lubi najbardziej - można dotknąć skóry węża, skorupy żółwia, czy rogów bawoła, można sprawdzić czy sierść zebry jest miła w dotyku i o ile większy od nas jest hipopotam.






Żyrafy można karmić specjalną karmą, której porcję za 150 forintów (ok. 2 zł) kupuje się na terenie zoo.


W tym samym budynku mieszka też inny olbrzym - nosorożec. A jeśli ktoś ma trochę szczęścia (a może pecha...) może stanąć z nim oko w oko... 



Kolejnym niesamowitym miejscem w zoo jest Magiczna Góra (Magic Mountain) - ogromny pawilon w kształcie skały, na którego zwiedzanie można by spokojnie przeznaczyć cały dzień. Na zachętę zobaczcie maleńką próbkę tego, co tam znaleźliśmy...


Julka sprawdza, czy żółwiowi jest wystarczająco wygodnie w jego skorupie...


a Julek obserwuje co dzieje się wewnątrz kopca termitów...


nawet taka duża może być szczęka rekina...


a takie ogromne jest serce wieloryba... można nawet posłuchać jak bije..

W ogrodzie jest też oczywiście mini zoo, gdzie dzieciaki mogą pobawić się z oswojonymi kózkami i przekupić specjalną karmą - uwaga - większe kózki są bardzo natarczywe i dość stanowczo domagają się jedzonka :) 




Na terenie zoo znajdują się bistra i budki, w których niedrogo można zjeść obiad czy np. langosza (swoją drogą, najlepsze, jakie jedliśmy), Jest też budka, obok której dość często kręcił się Julek - to oczywiście miejsce, gdzie sprzedawano wyśmienite węgierskie kołacze


Na uwagę zasługują też świetne place zabaw, którym dokładniej możecie przyjrzeć się TUTAJ i TUTAJ.