Ci piraci są jacyś inni - nie dość, że każdy członek załogi to indywiduum do kwadratu (na czele z Piratem Albinosem i Zadziwiająco Androgenicznym Piratem - "mama, ten pilat z blodą to psecies baba!") , ich ulubione święto to Noc Szynki, kapitan nazywa się... Kapitan Piracki, to jeszcze zamiast papugi na jego ramieniu siedzi.... no właśnie... ptak dodo? O co tu w ogóle chodzi...
Dwa tygodnie temu pogoda nie była aż tak letnia jak przez ostatnie kilka dni, deszcz padał i nie chciał przestać. Postanowiliśmy więc poprawić sobie humor i wybraliśmy się do kina na film "Piraci!". Spodziewałam się, że to bajka raczej dla chłopców, pełna pirackich ataków, łupienia skarbów i zatapiania statków (czytaj: z lekka nudnawa dla nas z Julką). Jakże miło byłam zaskoczona - okazało się, że obydwie z Julką śmiałyśmy się głośniej niż Julek i ani przez moment nie pomyślałam: "długo jeszcze?" (co czasem zdarza mi się podczas dziecięcych seansów). I co najważniejsze - Julki tak świetnie się bawiły, że po powrocie do domu chciały jeszcze pooglądać trailer :) Nic dziwnego - piraci - niezdary rozśmieszają widzów na każdym kroku (kto by pomyślał, że przebiorą się za drużynę harcerek albo wybiorą się na nocną przejażdżkę wanną Karola Darwina). I choć na chwilę Kapitan staje się niesympatycznym materialistą (a wszystko przez konkurs na Pirata Roku), to i tak ostatecznie zwycięża przyjaźń i wszystko kończy się dobrze, czyli tak jak powinno...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz