Wycieczka bez dinozaurów się nie liczy. Przynajmniej tak twierdzi Julek.
Ostatni długi weekend spędzaliśmy w Warszawie... Na szczęście okazało się, że i tu można spotkać dinozaury. Mieszkają w Pałacu Kultury i Nauki, w niewielkim Muzeum Ewolucji (wejście od strony ul. Świętokrzyskiej, przez Pałac Młodzieży).
W kilku salach zgromadzono naprawdę sporo ciekawych eksponatów. Są ogromne szkielety, szczątki dinozaurów znalezione w Polsce i rekonstrukcje prajaszczurów, a nawet gniazdo ze skamieniałymi jajami tych wielkich gadów z Pustyni Gobi.
Najbardziej podobały nam się wielkie szkielety: roślinożernej opistocelikaudii (chyba tylko Julek potrafi to wymówić :)) i krwiożerczego kuzyna T-rexa - tarbozaura.
Oprócz tego Julek musiał dokładnie obejrzeć rekonstrukcję słynnego australopiteka Lucy (ciut więcej o Lucy tutaj), gabloty ze skamielinami owadów, roślin i ryb oraz wystawę wypchanych zwierząt z różnych części świata (można z bliska obejrzeć pazury leniwca czy kolce kolczatki).
Przetestowałam też, co Julek zapamiętał z lekcji dawanych przez dziadka - myśliwego (dzięki nim Julek już w wieku 2,5 roku odróżniał cietrzewia od głuszca i jelenia od sarny). Okazało się, że rozpoznał tropy większości zwierząt. Problem miał tylko z borsukiem, lisem i wydrą. Brawo!
PS. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego na żadnym zdjęciu nie ma Julki. Otóż, po szybkim zwiedzeniu muzeum stwierdziła, że nie jest zainteresowana i czekała na nas przeglądając ulotki... Raczej nie zostanie paleontologiem....
Wlasnie zastanawialam sie dlaczego nie ma Julki na zdjeciach hihi. No coz Asiu, Julka za chwile bedzie juz Duzym Wedrowcem ;-).
OdpowiedzUsuńsłodkie dzieciaki ! :)
OdpowiedzUsuń