niedziela, 13 maja 2012

Bałtów - JuraPark, Zwierzyniec Bałtowski, Prehistoryczne Oceanarium

 

Wycieczka - niespodzianka na koniec tygodnia? Czemu nie - Julki takie właśnie lubią najbardziej :) Tym razem na okrzyki radości trzeba było trochę poczekać, bo sama droga do celu zajęła nam 2,5 godziny... Ale sądząc po zachwyconych minach (a zwłaszcza rozdziawionej buzi Julka) warto było :)
Kiedy dotarliśmy w końcu na miejsce i Julek zobaczył pierwszego dinozaura stwierdził "Tak właśnie myślałem, ze do dinozalłów jedziemy", ale był bardzo zadowolony.
Tym razem pojechał z nami też Franio, który woli co prawda "gotować", ale ponieważ w okolicy nie mamy żadnego parku rozrywki dla kucharzy, musiał zadowolić się wielkimi jaszczurami :)


JuraPark w Bałtowie, bo do niego trafiliśmy, to cały kompleks atrakcji i na pewno nie wystarczy jednego dnia, aby je wszystkie wypróbować...
My oczywiście zaczęliśmy... nie, nie od dinozaurów, a od stoiska z pamiątkami, które znajduje się po drodze z parkingu do wejścia :) Julek nie mógł się zdecydować czy wybrać szkielet T-rexa czy świecącego w ciemności parazaurolofa. Ustaliliśmy w końcu, że przemyśli to jeszcze i ruszyliśmy w stronę kasy. Bilety do poszczególnych atrakcji sprzedawane są osobno, więc chcąc odwiedzić wszystkie, trzeba liczyć się z dość sporym wydatkiem. My skorzystaliśmy z naszej karty Funpass i otrzymaliśmy 20% zniżkę (obowiązuje tylko przy wejściu do JuraParku), a Julek i Franek (jako maluchy do 4 roku życia) weszli bezpłatnie. Przy wejściu każdemu przybito na ręce specjalną pieczątkę, dzięki czemu mogliśmy wracać w tym dniu do parku bez ponownego kupowania biletów :)


JuraPark Bałtów powstał w 2004 r., po tym jak na terenie wsi odkryte zostały tropy górnojurajskich dinozaurów, takich jak m.in. allozaur, stegozaur, kamptozaur i kompsognat. Aby je zobaczyć należy udać się na Czarcią Stopkę (czyli skałę, z którą związana jest miejscowa legenda o diable) lub do Żydowskiego Jaru (czyli wąwozu znajdującego się niedaleko młyna wodnego). My, niestety, nie dotarliśmy w żadne z tych miejsc. Dzieci najpierw chciały obejrzeć inne atrakcje, a potem były już zbyt zmęczone...
Najwięcej czasu spędziliśmy oczywiście w Parku Dinozaurów, gdzie można obejrzeć około 40   modeli prajaszczurów. Największy z nich to mierzący blisko 50 m długości sejsmozaur, ale są też inne niczego sobie okazy. Największy fan dinozaurów w naszej rodzinie - Julek, bezbłędnie nazywał mijane przez nas triceratopsy, dimetrodona, allozaura czy ankylozaura. Spacerując, przeszliśmy przez kolejne okresy geologiczne, czytając ciekawostki na tablicach ustawionych wzdłuż ścieżki. Dotarliśmy nawet do zrekonstruowanego stanowiska wykopaliskowego, gdzie nasza drużyna małych paleontologów od razu przystąpiła do kopania :)


Kiedy już obejrzeliśmy wszystkie tyranozaury, parazaurolofy, kompsognaty i owiraptory, Julek zgodził się na  pójście na jurajski plac zabaw, który, o dziwo, był dzisiaj całkiem pusty... Dzieciaki mogły do woli szaleć na dinozaurowych zjeżdżalniach i huśtawkach.


Po krótkim odpoczynku i małym obiadku wyruszyliśmy na spotkanie z przyrodą w Zwierzyńcu Bałtowskim. Pierwszą część zoo zwiedzaliśmy na piechotę - wśród jego mieszkańców najbardziej podobały nam się ozdobne, puchate kury - "Chyba dawno nie były u fryzjera" - stwierdziła Julka. Mieliśmy tez okazję zobaczyć szopa pracza i skunksa, który na szczęście spał :) Nawet Julek (mimo, że jest największym znawcą zwierząt jakiego znam) poznał nowy gatunek zwierzątka, który wygląda trochę jak królik, trochę jak kangur, a nazywa się mara patagońska.



Spacer po dolnej części Zwierzyńca zajął nam około pół godziny. Dzieciaki zdążyły się pobawić z kózkami, powygłupiać z alpakami, podziwić rozłożony ogon pawia i policzyć wszystkie kury, bażanty i bociany.
O 14-tej udaliśmy się na przystanek obok kasy, skąd mieliśmy odjechać na safari :) Nasz pojazd najbardziej spodobał się Franiowi, który przez całą drogę zachwycony wołał "Atobuś! Fianio jedzie!"
A w Górnym Zwierzyńcu Julkom podobało się jeszcze bardziej niż w Dolnym - wystarczy wspomnieć, że strusica Kasia o mało co nie weszła przez otwarte drzwi do środka autobusu, a wielbłąd Maciej w poszukiwaniu poczęstunku zajrzał do nas przez okno pana kierowcy. Dzieci aż piszczały z radości. 
Widzieliśmy też: święte krowy zebu z charakterystycznym garbem, lamy (z urodzonym kilka dni temu małym lamiątkiem), daniele, jelenie, muflona, czyli owcę górską, owieczki kameruńskie, owce świętego Jakuba z czterema rogami (!), żubry, kosmate bydło szkockie (jak im nie gorąco z takimi grzywkami), jaki biorące kąpiel z chłodnym bajorku, kucyki, a nawet dziki i kozła śruborogiego z imponującymi rogami. Nasza podróż trwała ok. 45 minut i jak widać była pełna wrażeń :)


Kolejna porcja przeżyć miała na nas czekać w kinie 5D. Okazało się jednak, że nie ma wystarczającej liczby chętnych (potrzeba było min. 5 osób) i seanse zostały odwołane. Na pocieszenie udaliśmy się do Oceanarium, gdzie mieliśmy stanąć oko w oko z prehistorycznymi potworami morskimi. 
Kupiliśmy więc bilety, założyliśmy specjalne okulary i ... w pierwszym akwarium czekał na nas plezjozaur - ogromny pływający prajaszczur. Julek poprosił, żeby go wziąć na ręce i mocno ściskał mnie za szyję - trochę się przestraszył... W kolejnym pomieszczeniu podpłynął do nas Archelon - gigantyczny żółw morski - ten wyglądał dużo przyjaźniej. Spotkaliśmy jeszcze pancernego Dunkleosteusa i Liopleurodona, wyposażonego w czterdziestocentymetrowe zęby. Największe wrażenie zrobił jednak na nas ogromny rekin - Megalodon, który był tak agresywny, że o mało co nie rozwalił dzielącej nas szyby, która w pewnym momencie nawet pękła, a przez szczeliny zaczęła kapać na nas woda (to wszystko oczywiście efekty 3D). Wtedy Julek przestraszył się nie na żarty i musieliśmy szybko uciekać w stronę wyjścia...


Nasze zwiedzanie JuraParku dobiegło końca, dzieciaki były już bardzo zmęczone, a droga do domu daleka... A przecież nie zwiedziliśmy jeszcze Muzeum Jurajskiego, nie odwiedziliśmy Żydowskiego Jaru, ani zabytkowego Młyna Wodnego, nie wdrapaliśmy się na Czarcią Stopkę i nie wzięliśmy udziału w zajęciach na Sabathówce. Z daleka tylko widzieliśmy Krainę Koni i spływ tratwami po rzece Kamiennej. Kolejka Bałtowska tez dzisiaj nie jeździła... Stanowczo musimy tu jeszcze wrócić - orzekli wszyscy uczestnicy dzisiejszej wycieczki. I na pewno wrócimy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz