wtorek, 16 listopada 2010

Wystawa Šangri-la, Olympia Brno Show Hall

Šangri-la oznacza mityczną, orientalną krainę będącą kryjówką z dala od zgiełku świata. Tak też nazwano niezwykłą, magiczną wystawę prezentującą przyrodę, kulturę i życie codzienne mieszkańców krain Tybetu, Bhutanu, Indii i Nepalu. Ekspozycja podzielona jest na kilka części. 


Przekraczając jej próg wchodzimy do... dżungli.  Przedzieramy się między lianami, za drzewem czai się na nas tygrys, a zza szyb obserwują nas węże i małe krokodyle krótkopyskie. Wokół wiszą skóry upolowanych zwierząt (a nawet ogon nosorożca), stroje i sprzęt używany przez mieszkańców dżungli. Dowiadujemy się też, że największe niebezpieczeństwo w azjatyckiej dżungli stanowi....komar, a właściwie przenoszona przez niego malaria, która zabija rocznie 2 miliony osób. Ostrożnie wchodzimy do słomianej chaty na palach, w której "pali się" ognisko, a na ścianach wiszą rytualne maski i bębny tubylców. 




Opuszczamy dżunglę i przenosimy się do Kathmandu... w tle słychać buddyjskie modlitwy, wokół nas pełno rzeźb bożków, mosiężnych dzbanów, kamiennych murków. Na zdjęciach święte krowy i buddyjskie obrzędy. Przechodzimy obok starej, pięknie zdobionej lektyki... zaglądamy do niewielkiej świątyni... ale dzieciaki już biegną dalej, bo przed nami wyrastają...
... Himalaje. Co prawda zrobione z białej gąbki, ale za to może mieszkać w nich prawdziwy Yeti ;) Najpierw zwiedzamy lodową jaskinię (jest w niej naprawdę zimno), znajdujemy w niej najprawdziwszy śnieg z Antarktydy zamknięty pod postacią wody w butelce ... jest też bałwan, ale po Yeti ani śladu... Julek jest niepocieszony.


Jula przed wejściem do lodowej jaskini

Na koniec sami próbujemy wspiąć się na Mount Everest, w drodze na szczyt spotykamy innych himalaistów, grzejemy się chwilę w ich namiocie. Na górze czeka na nas niespodzianka - z jednej strony widok na Nepal, z drugiej na Tybet.

śnieg z Mount Everest
Schodzimy ze szczytu na stronę tybetańską, po drodze rzuca się nam w oczy namiot Nomadów zrobiony ze skór jaków, wędrowcy przeczekują w nich gwałtowne ulewy i siarczyste mrozy, zanim ruszą w poszukiwaniu lepszych terenów. Włazimy do środka, czuć drażniący zapach - zauważamy prymitywny piec, jak wynika z opisu, opalany jest wysuszonymi odchodami jaków...

Jula konsumuje papadam ;)
...idziemy dalej, przed nami sterta kamieni... dziwnych, ozdobionych kolorowymi wzorkami, czytamy opis... okazuje się, że to wypisana mantra (słowa: "o, klejnocie w kwiecie lotosu"), zresztą w Himalajach można spotkać ją wszędzie: na płotach, drzewach, schodach, nawet na kamieniach... Zrobiliśmy się troszkę głodni - próbujemy "papadam" - czyli cienkich, chrupiących, korzennych placków, z wyglądu przypominających naleśniki, ale smakujących trochę jak chipsy, dla dzieciaków za ostre...
Odpoczywamy chwilę na tybetańskich krzesłach, relaksujemy się przy dźwiękach mantry, oglądamy zdjęcia mnichów, chrupiemy placki...

idealny rozmiar dla Julka
Część wystawy poświęcona Tybetowi jest pełna symboliki buddyzmu, są tu rzeźby złotych jeleni, specjalne młynki i flagi modlitewne, kolumny zwycięstwa, w centralnym miejscu stoi buddyjska świątynia - po schodach wspinamy się na jej dach, aby z góry poczuć unoszący się wokół duch Buddy...
Trafiamy do budynku, który wygląda na "typowe" mieszkanie wyznawcy Buddy - na ścianach piękne, kolorowe tkaniny pełne symboliki: smoków, słońc, kwiatów lotosu... oryginalne meble, naczynia, bębenki, nakrycia głowy... udziela nam się nastrój chwili... przebieramy Julkę za mnicha... Julek przezornie zgadza się tylko na założenie czapki ;)

tybetańskie śpiewające misy
Wychodząc z tybetańskiego domu zauważamy kilka misek różnej wielkości stojących na stole przykrytym obrusem z symbolami yin i yang, po przeczytaniu opisu dowiadujemy się, że są to tzw. "śpiewające misy", które uderzane w odpowiedniej kolejności emitują leczniczy, harmonijny dźwięk wprowadzający słuchającego w stan medytacji...

Ostatnim etapem naszej podróży są Indie, do wejścia zaprasza nas Ganesi, czyli indyjski patron kupców, przedstawiany jako mężczyzna z głową słonia, a pierwszy rzuca nam się w oczy płynący tuż pod naszymi nogami strumyk. Jak się okazuje, ma on symbolizować Ganges... i nawet pływają w nim prawdziwe ryby.
W tej części wystawy oglądamy tradycyjny strój hinduski i dziwne instrumenty muzyczne, wstępujemy do zakładu fryzjerskiego w centrum Bombaju,  patrzymy jak wygląda ceremonia palenia zwłok, Julek wsiada nawet do rikszy. Na koniec dzieciaki wybijają sobie pamiątkową monetę.




Wystawa czynna jest do końca stycznia 2011 r. Szczegóły można sprawdzić tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz