wtorek, 31 sierpnia 2010

Kopalnia Soli w Wieliczce - Solilandia


Krasnale, smoki i skarby w Wieliczce? Kiedy razem z Julką znalazłyśmy informację o tym, że w podziemiach kopalni znajduje się tajemnicza kraina, postanowiłyśmy to sprawdzić osobiście. Na dworze lało, więc pomysł schronienia się w świecie przygód wydawał się wyśmienity.
Ciocia Bogusia (bo tak przedstawiła się dzieciakom nasza Pani Przewodnik) od razu przypadła maluchom do gustu. Nawet, gdy zaproponowała zejście w dół Szybem Daniłowicza, po 384 stopniach, nikt nie protestował. Trasa zwiedzania dla dzieci nie obejmuje całej trasy turystycznej, czasem prowadzi za to specjalnymi chodnikami, gdzie "zwykli" turyści nie maja wstępu.
My, aby wejść do niezwykłej krainy, musieliśmy najpierw przywitać się z jej władcą, czyli Skarbnikiem, który, chyba z nadmiaru obowiązków, nie mógł przywitać nas osobiście. Za to, zostawił odcisk swojej dłoni na solnej ścianie. I kiedy wszyscy, duzi i mali, przybili już "piątkę" z wirtualnym Skarbnikiem, mogliśmy ruszyć dalej.
Maszerując korytarzami kopalni dzieciaki słuchały opowieści o tym, że oprócz Skarbnika, który rządzi kopalnią, żyją tu również małe solne skrzaty - Soliludki, które, jeśli chcą, mogą stać się niewidzialne przekręcając solipony, czyli kryształowe pomponiki przy czapkach. Poznały też solizaury i małe solonie, czyli kopalniane smoki. Po drodze szukaliśmy specjalnych przedmiotów: mapy, która miała pomóc nam w dotarciu do końca wyprawy, latarki oraz tajemniczego klucza, który, jak się okazało, otworzył...... o tym później.
Każdy uczestnik wyprawy otrzymał też od Cioci Bogusi specjalną odznakę "Przyjaciel Solilandii" - solonie musiały przecież jakoś odróżnić nas od "zwykłych" turystów.
W czasie wędrówki widzieliśmy piękną, kolorową Grotę Soliludków, słuchaliśmy legendy o Królowej Kindze, widzieliśmy nawet ogon solizaura i odcisk łapy solonia. Kiedy zeszliśmy po drewnianych schodkach do jednej z komór, gdzie znajdowały się solne rzeźby krasnali, zauważyliśmy, że pojawiła się tam dziwna postać - śpiący Soliludek. Ciocia Bogusia wytłumaczyła nam, że to jeden ze skrzatów, który lubił psoty i często, będąc niewidzialnym, podpijał mleko górnikom. Dlatego urósł taki duży, a żeby go ukarać, Skarbnik zabrał mu jego solipona. Soliludek spał, więc naszym zadaniem było go obudzić. Musieliśmy krzyczeć naprawdę głośno "Zbudź się miły Soliludku", ale w końcu podniósł się, przeciągnął, przywitał z dziećmi i nawet poczęstował je solnymi kryształkami mocy. Potem, już razem ze skrzatem, ruszyliśmy dalej.


Zwiedziliśmy Kaplicę Św. Kingi - wydrążona w bryle soli, dwunastometrowa komnata naprawdę robi wrażenie, oglądaliśmy żyrandole z kryształków soli, piękne płaskorzeźby i solną posadzkę. Idąc dalej, zatrzymaliśmy się na chwilkę, po to, aby wrzucić grosik do solnego jeziorka - dzięki temu na pewno przyjedziemy do kopalni raz jeszcze. Kolejnym przystankiem była komora Weimar, w której podziwialiśmy piękny spektakl światła i dźwięku. Tam też z ciemności wyłoniła się tajemnicza postać, a okazał się nią sam Skarbnik. Całą grupą podążyliśmy za nim do Krainy Solilandii, która znajduje się w najgłębszej części kopalni, 130 m pod ziemią, tuż za komorą Piłsudskiego. W trakcie spotkania z władcą kopalni wybraliśmy Królową Kingę, wyłoniony został Rycerz Pierścienia, w końcu użyliśmy znalezionego wcześniej klucza, aby otworzyć tajemniczą skrzynię, w której były specjalne lizaki, a w nagrodę za świetne rozwiązanie quizu o Solilandii wszystkie dzieci dostały dyplomy i upominki od Soliludka.


"Solilandia, Solilandia, Soli, Soli, Solilandia otwiera dla nas drzwi..." podśpiewywałyśmy sobie opuszczając krainę solnych skrzatów. Do domu jechałyśmy z postanowieniem, że wrócimy tu w przyszłym roku już z Julkiem, który na pewno chętnie pozna sympatycznych mieszkańców podziemnej krainy.

Zjazdy do Solilandii odbywają się w piątki, soboty i niedziele (lepiej wcześniej zarezerwować bilety) o godz. 11.00 i 15.20. Ważna informacja: bilety odbiera się nie w kasach, a w Dziale Imprez (w budynku naprzeciwko kas biletowych). Z biletami w ręku czeka się przy wejściu dla turystów obcojęzycznych. Pięć minut przed wyznaczoną godziną przewodnik zaprasza całą grupę do środka i zaczyna się zwiedzanie. Obejmuje ono trzy poziomy, spośród dziewięciu, które są w kopalni. Trwa ok. 3 godzin, z czego ostatnia godzina przeznaczona jest na spotkanie ze Skarbnikiem. 
Więcej informacji o krainie Soliludków tutaj i na stronie kopalni

czwartek, 26 sierpnia 2010

Skamieniałe Miasto w Ciężkowicach

Rezerwat przyrody nieożywionej "Skamieniałe Miasto" powstał już w 1931 roku, obejmuje obszar ponad 15 hektarów (las mieszany) na stokach wzgórza Skała (367 m npm). Legenda mówi, że są to ruiny danego miasta, które zostało ukarane za grzechy swojego właściciela i wraz z nim obrócone w kamień. 
Główne wejście do rezerwatu znajduje się przy trasie Grybów - Tarnów w miejscowości Ciężkowice. Tuż przy nim znajduje się bezpłatny parking, na którym można zostawić samochód. Najłatwiej trafić tam wypatrując pobliskiej kładki dla pieszych znajdującej się nad jezdnią. 

Przez rezerwat prowadzi niebieski szlak, a idąc nim wśród drzew, mijamy zgrupowania ogromnych bloków skalnych o tajemniczych kształtach i równie tajemniczych nazwach: Borsuk, Piekiełko, Cyganka, Pieczarki czy Piramidy. Dzieciakom bardzo podobał się ten nietypowy spacer, sprytnie przemieszczały się między drzewami i były bardzo samodzielne (Julek potrzebował pomocy jedynie przy naprawdę śliskich przejściach). Przedzieraliśmy się przez gęste leśne zarośla, aby po chwili znaleźć się na słonecznej łące. Wdrapywaliśmy się na strome podejścia i przeciskaliśmy się przez ciasne skalne szczeliny. Julki wspinały się na skałki (oczywiście przy asyście dorosłych) a z niektórych nawet zjeżdżały. Zabawy było co niemiara, chociaż czasami brakowało nam sił. 

Po dotarciu do ostatniej na szlaku Skałki z Krzyżem (ma wysokość 9 m, przez szczelinę można do niej wejść, a następnie wdrapać się na jej szczyt) trzeba zawrócić i udać się z powrotem tą samą drogą. Można też zejść w dół do asfaltowej drogi i dojść do parkingu przechodząc przez miasteczko Ciężkowice. Przejście całej trasy, tam i z powrotem, zajęło nam ponad dwie godziny.

Dokładny opis trasy można znaleźć tutaj

Zoo w Warszawie


Warszawę odwiedziliśmy w lipcu 2010 roku przy okazji udziału w uroczystości rodzinnej. Na zwiedzanie mogliśmy poświęcić tylko jedno przedpołudnie - dzieciaki zgodnie wybrały wycieczkę do zoo. 
W warszawskim Ogrodzie Zoologicznym mieszka ponad 500 gatunków zwierząt, dlatego musieliśmy spacerować dość szybkim krokiem, żeby zobaczyć jak najwięcej z nich :)

Na początek udaliśmy się do Akwarium, w którym zaraz przy wejściu znalazłyśmy z Julką ślepczyki jaskiniowe - naszych znajomych z Gdyni. Julkowi podobały się "płascki", a przy akwarium z rafą koralową od razu zwrócił uwagę na rybki Nemo i Dory. Z ciekawostek zauważyliśmy groźne arowany dwuwąsy, piranie, arabskiego rekina dywanowego i trąbonosa, czyli mruka, którego kuzynów dawno temu mama hodowała w swoim akwarium :)


Idąc dalej zatrzymaliśmy się na dłużej przy wybiegu z gorylami, gdzie zajęte czymś potężne M'Tonge i Azizi w ogóle nie zwracały uwagi na zwiedzających. Obejrzeliśmy też szympansy i wielkie stado śmiesznych pawianów. 

Dzieciaki chciały jednak jak najszybciej zobaczyć nosorożca, którego do tej pory widzieliśmy na żywo tylko raz: w chorzowskim ogrodzie zoologicznym. Na wybiegu Shikari i Kuba - dwa ogromne nosorożce indyjskie właśnie czekały na swój posiłek, więc i my postanowiliśmy poczekać i obejrzeć jak wygląda ich karmienie. Gdy każdy z nich grzecznie zjadł po wielkim wiadrze owoców ruszyliśmy dalej.


W pawilonie z gadami, czyli herpetarium, najfajniejsze okazały się "kamelelon", iguana  i waran leśny, a tuż obok - nadmuchiwana zjeżdżalnia, którą Julki musiały oczywiście wypróbować.

Po drodze do hipopotamiarni minęliśmy m.in. mrówkojady, żyrafy, tygrysy i jaguary. Na koniec zostawiliśmy sobie spotkanie z Anielą i Hugonem, czyli towarzyskimi "hipotamami". Tuż obok znajduje się też rekinarium, w którym można zobaczyć żarłacza czarnopłetwego i jedynego w Polsce tawrosza piaskowego.


Na stronie internetowej zoo można znaleźć dokładne informacje. W sezonie letnim w weekendy  organizowane są pokazy karmienia zwierząt (fok, pingwinów, hipopotamów czy nosorożców). 

niedziela, 22 sierpnia 2010

Muzeum Motyli w Bochni

Nawet nie przypuszczałam, że gabloty wypełnione motylami tak zainteresują Julka i Julkę. Ale rzeczywiście było co oglądać. Na początek właściciel muzeum, który jednocześnie jest przewodnikiem ciekawie opowiedział nam gdzie występują, jak są zbudowane i skąd się biorą motyle. Dowiedzieliśmy się, że kiedy larwa zawija się w kokon, to jej ciało rozpada się, a z komórek tworzy się zupełnie nowy organizm, czyli motyl. Zobaczyliśmy największego motyla świata (Brazylijska ćma thysania agrippina, której rozpiętość skrzydeł dochodzi do 30 cm) i maleńkiego Microlepidoptera. 

Widzieliśmy tez motyle, które po złożeniu skrzydeł wyglądają jak liście i te odstraszające swoich wrogów groźnymi oczami na skrzydłach. 
W kolekcji znajdują się okazy z Europy, Ameryki Południowej, Azji i Afryki (np. piękny, ogromny motyl z Madagaskaru - Argema mittrei, zwany też motylem kometą).



Julcia zainteresowała się też jedną ćmą - zmierzchnicą trupią główką. Ma ona na tułowiu rysunek, któremu zawdzięcza swoją nazwę. 
Zaciekawiły nas też motyle trujące, motyle - albinosy i te, które żyją tylko kilka dni, ponieważ ich aparat gębowy nie pozwala im się odżywiać, mają więc do dyspozycji tylko pokarm zgromadzony podczas życia larwalnego.

Na dwóch piętrach muzeum, oprócz kilkuset motyli są też okazy cykad, szarańczy, skorpionów, pająków ptaszników, żuków i modliszek. Dzieciaki dostały lupy i same mogły pobawić się w badaczy - entomologów. A mama dowiedziała się, że barwa i metaliczny połysk pięknego niebieskiego motyla Morpho nie powstał dzięki barwnikowi (pigmentowi), a jest wynikiem specjalnej budowy skrzydeł i zjawiska fizycznego, tzw. dyfrakcji światła.
Na koniec zwiedzania Julcia mogła wziąć do ręki i potrzymać przez chwilę jednego z motyli. 

sobota, 21 sierpnia 2010

Muzeum Zabawek w Krynicy

Do uroczego Muzeum Zabawek w Krynicy już od drzwi zapraszają Rumcajs i Hanka, a do wejścia do środka zachęca spokojna muzyka z pozytywki, która towarzyszy nam później przez całe zwiedzanie. Zabawki ustawione w gablotkach, podzielone są tematycznie. Mamy więc gablotkę poświęconą szkole: z zabawkową klasą (są tam nawet malutkie worki na kapcie!), prawdziwym tornistrem, liczydłem i atramentem. W innej są pluszowe misie, pieski, słonie i konik na... kółkach. W kolejnym pomieszczeniu Julek i Julka z niedowierzaniem patrzyli na dawne rowery, wrotki i hulajnogę. Spodobał im się za to "dziwny", bo wiklinowy, wózek dla lalek. 

Julce najbardziej podobały się oczywiście domki dla lalek, z malutkimi mebelkami, a Julkowi ogromna makieta, po której jeździł pociąg.
"Zaskoczyły" ich drewniane narty, sanki z kierownicą i metalowe łyżwy zakładane na buty (nie mogli uwierzyć, że mama też kiedyś na takich jeździła :)). 
Jedną z gablotek zajmują metalowe, ruchome zabawki nakręcane kluczykiem (świetna karuzela), a inną figurki zwierząt. W kolejnej oglądamy zbiór dawnych gier: są tutaj piękne szachy, pomysłowe, malutkie kręgle, domino, bierki, a nawet ruletka. Mamy też dawne puzzle, mozaiki, układanki i kamienne klocki. 

Wśród zabawek dla chłopców możemy zobaczyć figurki żołnierzyków, czołgi i karabiny, a także zamki i rycerzy. Są modele samolotów i auto na pedały.
Ciekawostką są zabawki znalezione podczas wykopalisk archeologicznych w okolicach Elbląga. Najstarsze z nich pochodzą z XIII w. Zobaczyliśmy tu łódeczkę z żaglem, piłki, kamienne figurki i bardzo stary zestaw do gry w golfa.
Na koniec zwiedzających czeka jeszcze niespodzianka - sala lekcyjna sprzed kilkudziesięciu lat, z prawdziwymi ławkami, tablicą i globusem. Julek z Julką świetnie się tam bawili i nawet wpisali się do Księgi Gości :) 


Muzeum w Krynicy jest Filią Muzeum Zabawek "Bajka" w Kudowie Zdroju. Mieści się w piwnicach budynku Nowych Łazienek Mineralnych.

Góra Parkowa w Krynicy


Na Górę Parkową w Krynicy można wyjechać Kolejką Linowo-Terenową, której dolna stacja znajduje się w samym centrum miasta, kilkadziesiąt metrów od wejścia na Deptak. Jest to najstarsza taka kolejka w Polsce - została zbudowana w 1937 roku. Wagonik planowo odjeżdża co 15 minut, ale przy dużej ilości chętnych uruchamiany jest ruch ciągły. Wyjazd na górę trwa ok. 3 minuty, a tam....
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyły Julki były oczywiście Rajskie Ślizgawki. Są to trzy wysokie zjeżdżalnie, o różnym stopniu trudności. Dzieciaki powyżej szóstego roku życia mogą na nich zjeżdżać same, młodsze - tylko razem z osobą dorosłą. Julka świetnie radziła sobie sama, potrafiła nawet wynieść na samą górę dość ciężką matę ślizgową. Julek zjeżdżał z mamą, wiatr podwiewał mu włosy, a on aż piszczał z radości.
Kolejna atrakcja, która na nas czekała na górnej polanie, to 130-metrowa Zjeżdżalnia Pontonowa. Tu, niestety, Julek nie mógł się pobawić - ślizgawka jest dla starszych dzieciaków (i na jednym pontonie nie mogą zjeżdżać dwie osoby). Za to Julcia zjechała 5 razy i była bardzo dzielna, poradziła sobie nawet z wytaszczeniem na górę pontonu. Ze szczytu Góry Parkowej rozciąga się piękny widok, 
można też pospacerować po lesie i odpocząć na słonecznej polanie. Większym Wędrowcom polecamy ścieżkę edukacyjną ze Źródełkiem Miłości, Polaną Michasiową i Łabędzim Stawem.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Deptak i Pijalnia Główna w Krynicy


Podczas pobytu w Krynicy obowiązkowo musieliśmy skosztować źródlanej wody mineralnej w jednej z pijalni. W Krynicy jest ich aż cztery (Pijalnia Główna, Słotwinka, Jan i Mieczysław). My, po spacerze Deptakiem, dotarliśmy do największej z nich - Pijalni Głównej. Można się tam spróbować kilku rodzajów wód. Ze względu na to, że są to wody lecznicze, nie wszystkie wolno podawać dzieciom - dlatego Julek i Julka  mogli spróbować tylko wody ze Zdroju Głównego oraz Słotwinki. 
Pijalnia ma swój specyficzny klimat - w przeszklonym budynku pełno przepięknych roślin i drewnianych rzeźb, a spacerując po nim można nawet spotkać Nikifora.
W Pijalni często odbywają się koncerty, a na deptaku różnego rodzaju imprezy (my trafiliśmy akurat na MTB Marathon - czyli wyścigi kolarzy górskich) i zawsze jest tam mnóstwo atrakcji (zwłaszcza dla dzieciaków) - można sobie zrobić zdjęcie w bryczce, kupić na pamiątkę ekologicznego jeża czy pojeździć gokartem.


środa, 11 sierpnia 2010

Kopalnia Soli w Bochni

Zwiedzanie podziemi Julek i Julka zaczęli od Kopalni Soli w Bochni, która jest najstarszą kopalnią soli w Polsce i działa już od 1248 r.  Na miejsce można dotrzeć bez większych problemów - będąc już w Bochni trzeba podążać za drogowskazami z nazwą szybu - Sutoris lub Campi (można wcześniej sprawdzić na stronie internetowej kopalni, którym szybem odbywają się aktualnie zjazdy).
Zjazdy do kopalni odbywają się co godzinę, a zwiedzanie odbywa się oczywiście z przewodnikiem. W kopalni panuje stała temperatura ok. 16 stopni Celsjusza, a oprócz cieplejszej bluzy warto też ubrać pełne buty z przyczepnymi podeszwami (momentami jest dość ślisko).
Już zjazd windą pod ziemię okazał się dla dzieciaków nie lada atrakcją. Było co prawda ciemno, ciasno i trochę trzęsło, ale po kilkunastu sekundach znaleźliśmy się 212 m pod ziemią, a tu czekała na nas następna niespodzianka - kopalniane metro. Specjalną kolejką (z prędkością ok. 7,2 km/h) przejechaliśmy na drugi koniec kopalni, pod szyb Sutoris i zaczęliśmy zwiedzanie. Najpierw zatrzymaliśmy się w stajni, gdzie już od XVII wieku odpoczywały konie pracujące w kopalni. Tutaj Julka zainteresowała się ilustracją, na której pokazano w jaki sposób konie były transportowane do wnętrza kopalni (spuszczane w dół na specjalnych uprzężach, z zasłoniętymi oczami, do tylnych kopyt miały przymocowaną deskę, dla złudzenia, że stoją na stabilnym podłożu). 
Maszerując korytarzem za panem przewodnikiem dowiedzieliśmy się, że prawdziwa sól kamienna, to nie białe nacieki na ścianach (zwane kalafiorami), a niepozorna, połyskująca lekko w świetle, szara skała. Julki oczywiście musiały polizać ścianę, aby się przekonać, że to prawda :) Szliśmy kopalnianym tunelem, z góry kapały na nas kropelki solanki, a my, za radą pana przewodnika nadstawialiśmy ręce (żeby być bogatym) i głowy (żeby być mądrym). Biedny ten, któremu kropelka spadła na plecy - znaczy to, że w przyszłości dostanie garba od ciężkiej pracy ;)
Następnym przystankiem był międzypoziom Dobosz, gdzie na makiecie można zobaczyć, w jaki sposób wypalano metan. Idąc dalej obejrzeliśmy ogromny kierat konny (przy użyciu którego bryły solne były transportowane na wyższe poziomy), wiatrownicę - czyli dawny kopalniany wentylator i bałwany, czyli wielkie bloki soli (kiedyś taki bałwan wystarczał pannie młodej za posag).


W Kaplicy św. Kingi wysłuchaliśmy legendy o królewskim pierścieniu i powstaniu kopalni. Widzieliśmy tez piękny ołtarz, szopkę i solne figury świętych.
Kolejną atrakcją na trasie zwiedzania kopalni jest 140 metrowa zjeżdżalnia. Niestety, z uwagi na zbyt dużą różnicę temperatur i osiadanie wilgoci, nie można było z niej skorzystać. A szkoda, bo Julki już były gotowe do jazdy :) Za to czekało nas zejście po 307 małych, ale śliskich stopniach, którymi dotarliśmy do najniżej położonej (248 m pod ziemią) i największej komory w kopalni - Ważyn. Ze względu na panujący w niej mikroklimat wykorzystywana jest w celach leczniczych. Jest w niej sypialnia, restauracja, sala konferencyjna, dyskoteka, sklepik z pamiątkami, a nawet boisko i plac zabaw dla maluchów. Okazało się, że Julek, który ma bzika na punkcie huśtawek i zjeżdżalni, potrafi znaleźć je nawet pod ziemią :)
Po zwiedzeniu tej części kopalni część grupy, która miała wykupione bilety na spływ łódkami udała się w dalszą drogę, a my skierowaliśmy się w stronę windy, która już za chwilę miała przetransportować nas na powierzchnię...

Zwiedzanie kopalni trwa 2 godziny (a z dodatkową atrakcją w postaci spływu łódką - 3 godziny). Niestety, Julek okazał się za mały na spływ - mogą w nim brać udział dzieci powyżej 6 roku życia. 
Kopalnia, oprócz zwykłego zwiedzania, oferuje pobyty nocne, rekreacyjne czy zdrowotne. W ofercie są bilety rodzinne, a także dodatkowe atrakcje dla dzieciaków (np. Dzień Dziecka, kolonie letnie czy podziemne potyczki rodzinne).

szczegółowe informacje i mapa kopalni na stronie internetowej: